"Tu leży ten, kto leży, ale go z mogiły/ Nie sądź, gościu, raczej z cnót, które go zdobiły." - takim wierszem poeta Daniel Naborowski oddał hołd innemu poecie, Janowi Kochanowskiemu. Oto pamięć o zgasłym życiu utrwalona w rymach jak płochy owad w żywicy bursztynu. Ta poetycka forma, ozdobna jak żałobna biżuteria, zwie się z grecka epitafium. Dosłownie "epitaphios" (ἐπιτάφιος) oznacza "nad grobem", albo bardziej konkretnie "na kamieniu nagrobnym". Tradycja takiej poezji jest bardzo stara, sięga starożytnych Aten. Ukształtowała się w V wieku przed narodzeniem Chrystusa, w trakcie wojen z Persami. Były to wersy lakoniczne i aluzyjne, bo tematu śmierci nie traktujące wprost.

"Czasie, ty, który widzisz wszystkie ludzkie sprawy, o naszym losie zanieś taką wieść potomnym:/ padliśmy tu, na sławnej równinie Beocji, by ocalić prześwięte Hellenów dzierżawy." - takimi słowy uczczono pamięć Greków poległych w bitwie pod Cheroneą. 2 sierpnia 338 roku p.n.e. sprzymierzone wojska Ateńczyków i Tebańczyków starły z armią Filipa II Macedońskiego. Nie zawsze epitafia były tak wzniosłe, jak te wersy upamiętniające mężne czyny dawnych wojów. Pojawiały się też pośmiertne refleksje zgoła innej natury, jak w złotej myśli na grobie Titusa Klaudiusza Drugiego z I wieku po narodzeniu Chrystusa: "Łaźnie, wino i miłość niszczą nasze życie, ale też łaźnie, wino i miłość składają się na życie." Jakie życie, taka śmierć. A jakie picie, mycie i użycie, taki jest śmiertelny wers.

Pogańskie epitafia różnią się od chrześcijańskich formą, przesłaniem i miejscem. Jednym z najsłynniejszych w Polsce jest hołd oddany Kallimachowi, jedno z dzieł słynnego rzeźbiarza Wita Stwosza, znajdujące się w krakowskim kościele Św. Trójcy, czyli oo. Dominikanów. Nasz Kallimach (bo był jeszcze inny poeta o tym imieniu w starożytnej Grecji) pochodził z włoskiej Toskanii i nazywał się Filip Buonaccorsi. Był XV-wiecznym humanistą i pisarzem, a także ambasadorem i sekretarzem króla Jana Olbrachta. Późnogotycki relief wykonany z brązu, przedstawia mężczyznę odzianego w długą szatę z epoki, trzymającego w dłoniach dokument i siedzącego przy stole, na którym artysta wyrzeźbił przydatne przedmioty, takie jak pióro, kałamarz i nożyczkami. My zrobimy nimi cięcie... filmowe.

Oto jesteśmy w pobliskiej krakowskiej świątyni - kościele oo. Franciszkanów. Udałem się tam w towarzystwie zakonnego przewodnika, poety, ojca Andrzeja Zająca. Mój cicerone w habicie oprowadził mnie po bazylice i wskazał na kamienne tablice, na których odcisnęły się niezwykłe historie. Między stallami a balustradą ołtarzową umieszczona jest płyta wykonana w 1871 roku.

Podziwiałem też dwie kamienne płyty po obu stronach ołtarza głównego. Wykonano je z jednego kamiennego bloku w 1494 roku i przepiłowano w 1776. Zobaczcie, kogo przedstawia lewa czyli awers, a kogo uwieczniono na rewersie - drugiej odpiłowanej tablicy. Poruszamy się pomiędzy faktami a hipotezami, potwierdzonymi informacjami a domniemaniami, jak między dwiema stronami ołtarza.   

Daty wykute w kamieniu - dalekie, jak lata świetlne.

Tablice też są śmiertelne, ale potrafią powstać z popiołów. 

Historia magistra vitae - historia nauczycielką życia. A śmiertelne życie uczy nas historii.