Rozłożył ręce jak Chrystus i czeka w poszarpanym bombami hangarze. Z dziury w dachu pada oślepiający strumień niebieskiego światła. Przeszywa go na wylot, ale on dalej stoi. Oczy ma zamknięte. Patrzy wprost w rozstępujące się niebo. To zdjęcie wykonał Dima Kozacki, żołnierz broniący od ponad 80 dni zakładów metalurgicznych w Mariupolu. Był nieformalnym fotografem jego obrońców. Kronikarzem bohaterskiej walki. „Cóż, to wszystko. Dziękuję za schronienie – to miejsce mojej śmierci i mojego życia” – napisał na Twitterze. To jego ostatni wpis. Wraz z innymi żołnierzami trafił do rosyjskiej niewoli.

Jeszcze jeden wybitny kadr tej wojny. Dopiero przy zgaszonym świetle w na ekranie widać szczegóły, które ukryły się w cieniach. Jakieś porozrzucane sprzęty i gruz w miejscu, gdzie uderzył pocisk. Obrońcy Azowstalu są dziś bezpieczni, ale ich los jest niejasny. Może będą częścią programu wymiany więźniów albo zostaną w Rosji na dłużej. W Dumie już padła propozycja, by uznać pułk Azow za organizację terrorystyczną. Jego historia jest skomplikowana - powstał z nacjonalistycznych pobudek po aneksji Krymu. Rosjanie nazywają jego żołnierzy faszystami. Może dlatego w hangarze stalowni pojawił się Chrystus. 

Inwazja Rosji na Ukrainę ucięła dyskusję, która toczyła się na temat ideologicznego serca Ukrainy. Po rewolucji na Majdanie kraj skręcił na zachód i na zawsze wypisał się ze sfery moskiewskich wpływów. Im większe były nastroje proseparatystyczne na wschodzie, tym większy był zryw narodu. Ale agresja Putina urwała ten temat. Przynajmniej na czas trwania wojny. Nieważne, jakie na mundurach insygnia i skąd pochodzi ukraiński żołnierz - jest obrońcą ojczyzny. W tym samym szwadronie walczy członek pułku Azow i nauczyciel, z który zamienił klasę na okopy. Tak samo giną i tak samo zabijają. To ich łączy.  

“Wojnę w Ukrainie może jedynie zakończyć dyplomacja" - mówi prezydent Zełenski. Znowu zdaje egzamin celująco. Jakże łatwo w obliczu agresji wroga powiedzieć - walczcie do upadłego! Problem w tym, że Rosja nie chce rozmawiać. Propozycja wycofania jej wojsk i powrotu do miejsca, gdzie znajdowały się 24 lutego, jest dla niej nie do przyjęcia. Już się skompromitowała, a przystanie na takie warunki byłoby dla Kremla katastrofą. Z podziwem patrzę na Zełenskiego. Nie daje się ponieść emocjom. Zachowuje się tak, jak na prezydenta przystało. Zagrzewa Ukraińców do walki, ale nie wzywa do samobójstwa. 

A co z Putinem? Przeszedł operację, a jego miejsce podczas spotkań z generalicją zajął sobowtór. Odciągnięto mu z jamy brzusznej płyn i wykonano wiele innych zabiegów związanych z chorobą nowotworową. Nie będę się na ten temat rozpisywał, bo informacje te są wysysane z palca, jak jad po ukąszeniu żmii. Najbardziej przerażają mnie pokolenia, które urodziły się w Rosji za jego dyktatury. Nie znają Rosji bez Putina, nie chodziły do szkoły, w której nie straszył i nie znają świata, który nim gardzi. Nie wymarzą go ze świadomości Rosjan nawet najbardziej płomienne przemówienia w Londynie czy Warszawie. 

Dlatego Ukraina musi tę wojnę wygrać, z pomocą lub bez wsparcia dyplomacji. Nie ma co liczyć na cudowne przemienienie Rosji, pokutę i zrozumienie popełnianych przez nią zbrodni. Ona nie zna znaczenia tych słów. Zadbał już o to profesor Putin. George Orwell, pisząc swoja dystopijną powieść, przewidział, że ministerstwo prawdy jest resortem fałszu, a departament miłości zionie nienawiścią. Ale jeśli myślicie, że Putin jest Wielkim Bratem, muszę was rozczarować. To mały człowiek bez serca i empatii. Jego rodzicami są megalomania i przemoc. Zamieszkali w chorej wyobraźni i się w niej kotłują. Tak powstają bękarty wojny.