Były burmistrz Londynu, a do niedawna szef brytyjskiej dyplomacji Boris Johnson, dał się sfotografować w krótkich spodenkach. Na zdjęciu biegnie rozkosznie wśród wysokich traw. I to podczas trwającej w Birmingham konferencji Konserwatystów.

Jak większość zjawisk w brytyjskiej polityce, to zdjęcie nie jest przypadkowe. Johnson zaciera w ten sposób granicę miedzy satyrą a rzeczową debatą.  Znany jest z ekscentrycznego zachowania, ale tym razem został oskarżony o to, że trolluje premier Theresę May. Szefowa brytyjskiego rządu pamiętnie ujawniła kiedyś w wywiadzie, że najbardziej szaloną rzeczą, jaką w życiu zrobiła, był bieg przez łan zboża. 

Szok w bok

May jest córką pastora - bardzo powściągliwą kobietą. Pod względem charakteru, w porównaniu z Johnsonem, jest jego przeciwległym biegunem. Niemniej media nie oszczędziły jej uszczypliwości, naśmiewając się z jej "szalonego wyczynu". Boris Johnson postanowił to wykorzystać i nie komentując swojego biegu w trawach, upewnił się, że jego żarcik trafi do mediów. I trafił, w dodatku w określonym precyzyjnie czasie, gdy ważą się losy rządu i Brexitu. 


Z zimną krwią

 Zdaniem komentatorów, to zagranie szyte wyjątkowo grubą nicią. Johnston ustawia się w kolejce po władzę, w dodatku tego zupełnie nie kryje. Jeszcze do niedawna był prawą ręką Theresy May. W tej przestrzeni wszystko zaczyna być dozwolone. Już nazwał oficjalne plany brexitowe rządu niepoczytalnymi i obiecał, że gdy zostanie wybrany premierem, opóźni wprowadzenie Brexitu o pół roku (!). Gorzej zachowała się tylko Unia Europejska, kompletnie ignorując propozycje brexitowe Londynu. 

Paradoks?

Dziwi taka obietnica z ust kogoś, kto jest ponoć największym orędownikiem wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Ale jak zauważają obserwatorzy, coraz mniej sytuacji w brytyjskiej polityce może obecnie dziwić.