Miały krótką przerwę, ale znowu maszerują - trupy! - olbrzymia liczba trupów. Na Instagramie i Twitterze, czasami na Facebooku. Po siedemdziesięciu dniach wojny jestem ze śmiercią raczej oswojony. Jeden fakt niezmiennie mnie jednak przeraza - kamienny spokój poległego żołnierza. Rejestrująca obraz komórka zawsze się rusza, ale nie martwi ludzie. Leżą powykręcani nienaturalnie lub wyprostowani na baczność. Twarze wyrzeźbione z wosku. Gdy zawieje wiatr, ich włosy falują jak łany ukraińskiego zboża. Są klatką w zatrzymanym wojennym filmie. Zastygli w ostaniem grymasie. Bez pulsu. Oczy zamknięte, oczy otwarte, z jednym okiem, bez oczu. Patrzą na okrutne, wiosenne żniwa.  

Krew jest oznaką życia pod warunkiem, że krąży w zamkniętym obiegu. Gdy wydostaje się poza ciało, zwiastuje koniec. Jeśli wyleje się jej za dużo, człowiek umiera. Dzięki niej można ocenić, czy ktoś zginął przed chwilą czy tydzień temu. Świeża krew paruje. Stara zmienia kolor na karmazynowy i z czasem przypomina łuskę. Staje się wówczas lepem na owady. Wpadają w jej sidła i przestają się ruszać. Przypominają konających żołnierzy. Tylko dzikie zwierzęta nie narzekają na śmierć. Dla nich martwy człowiek to mięso - jest pożywieniem. Nie odczuwają wyrzutów sumienia, jedynie skręt kiszek z głodu. Ukraińskie pola usłane są trupami, które nie doczekały się pogrzebów. Niebo jest dla ich trumną.  

Śledczy w obwodzie kijowskim zbadali zwłoki ponad tysiąca dwustu zamordowanych cywilów. Dwustu osiemdziesięciu jeszcze nie zidentyfikowano, ale nie staną się bezimienną statystyka wojny. Wyniki oględzin wysłane zostaną instytucjom sądowym w celu ustalenia ostatecznej przyczyny śmierci. Nie przywróci to nikomu życia, ale pozwoli ofiarom odzyskać godność. Prokuratorzy zidentyfikowali kolejnego oprawcę z Buczy. Siergiej Kołocej zamordował cztery nieuzbrojone osoby, torturował i znęcał się nad piątą. Zmuszał ją do wąchania zwłok ludzi, których właśnie zastrzelił. Namierzony został w białoruskim punkcie kurierskim, skąd wysłał żonie klapę do bagażnika samochodowego.  

A we Lwowie wesele! Za mąż wychodzi Oksana, 23 letnia pielęgniarka z Lisiczańska. Tańczy z panem młodym. Obejmuje go czule i całuje. Goście klaszczą w rytmie jakiegoś ukraińskiego przeboju. Ale na parkiecie w szpitalu jest tylko jedna para nóg. Drugiej nie ma. Oksana straciła swoją kilka tygodni temu podczas bombardowania. Wisi na szyi ukochanego w sukience do nieistniejących kolan. Choć nie tak to sobie wyobrażała, dziś jest ich wielki dzień! Nie będzie oczepin, ale zbliża się poślubna noc. Kiedyś może przyjdą dzieci. Nic tak nie wpływa korzystnie na wyż demograficzny jak stan zagrożenia. Ludzie nie chcą umierać. Chcą żyć. Nawet bez nóg mogą tańczyć do białego rana.