Czy podczas wojny można przekroczyć granice smaku? Wszystko zależy od punktu widzenia. Nie muszę zapewniać o moich uczuciach wobec rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Szczerze nim gardzę. Ale poruszył mnie pewien fotomontaż, który staje się coraz bardziej popularny w mediach społecznościowych. Spróbuje go opisać. Putin leży w trumnie. Nad nim pochyla się Wołodymyr Zełenski i z uśmiechem na twarzy robi sobie selfika ze zmarłym. Zdjęcie wygląda bardzo realistycznie. Mogłoby niejednego oszukać. Ten fotomontaż jest oczywistą fikcją, ale emocje, jakie wywołuje, są prawdziwe.

Autor tego zdjęcia nie wziął pod uwagę reputacji ukraińskiego Prezydenta. Putin żywy czy martwy mnie nie interesuje. Tymczasem Wołodymyr Zełenski pokazał światu klasę. Na jego życie czyhają najemnicy, na głowę lecą rakiety, utrzymuje stały kontakt z liderami wolnego świata, a w wolnych chwilach wyciąga telefon i mówi do kamery. To dzięki tym krótkim filmikom Ukraińcy wiedzą, że mają prezydenta, jakie jest jego stanowisko i że żyje. Daję głowę, że gdyby ktoś pokazał mu zdjęcie z Putinem w trumnie, nie parsknąłby śmiechem. Wie, gdzie biegnie granica między tragedią a farsą.  

Jak dodają sobie otuchy obrońcy Ukrainy walczący na froncie, nie wnikam - to rewir zakazany. Ale nadużywanie w ten sposób wizerunku bohatera Ukrainy jest karygodne. Zełenski nie ma czasu, by przeglądać wszystkie materiały na Facebooku czy Twitterze. Ale daję głowę, że gdyby zobaczył ten fotomontaż, jego gniew byłby uzasadniony. To trywializowanie majestatu śmierci. Nie Putina, lecz wszystkich ludzi, którzy w tej wojnie pożegnali lub pożegnają się z życiem. Więc nie powielajmy takich fotomontaży - to moja pobożna prośba. Patrząc na nie, czuje się trochę mniej człowiekiem.  

Wojna nie jest estetycznym spektaklem. Ludzie się zabijają. Człowiek albo strzeli do drugiego, albo sam zginie. W wodospadach adrenaliny zdarzają się rzeczy straszne. Ludzie prędzej czy później ściągają mundur i wracają do cywila, ale ich człowieczeństwo zostaje na polu walki. Nigdy już nie będą tacy sami i nie zmienią tego żadne medale. Dlatego nawet najgorszy pokój jest lepszy od wojny. Warto jej unikać za wszelką cenę do ostatniej chwili. Ale jeśli wróg podpali dom, trzeba walczyć. Często wyobrażałem sobie tę konieczność. Łudziłem się, że na zawsze została w książkach historii.  

W Warszawie pod Pałacem Kultury i Nauki położyły się na ziemi cztery tysiące ludzi. Stworzyli w ten sposób symbol ofiar, jakie wojna już pochłonęła w Ukrainie. Pewnie było ich widać z kosmosu. Ktoś musiał ten happening wymyślić i zorganizować.  Wytłumaczyć uczestnikom jego zamiar i przesłanie. Jest tyle różnych sposobów, żeby przekuć koszmar wojny w coś pozytywnego. Można protestować kreatywnie. Można nieść światło. Chwyćmy więc za aparaty i pióra. Prowadźmy akcje charytatywne. Ale nie igrajmy ze śmiercią w Photoshopie, siedząc wygodnie w fotelu. To zbyt proste i prymitywne.