​Pod gruzami teatru w Mariupolu zginęło sześćset osób. Dwa razy więcej niż przypuszczano. Nie uzyskano tej liczby licząc ofiary. Rosjanie posprzątali po sobie, nie dopuszczając niezależnych obserwatorów. Najnowszy szacunek powstał w wyniku dochodzenia dziennikarzy Associated Press. Stworzyli trójwymiarowy model teatru, zgromadzili zdjęcia sprzed ataku z 16 marca i porównali z relacjami świadków bombardowania. Wcześniejsze ustalenia ukraińskich władz mówiły o trzystu zabitych z tysiąca, którzy znaleźli tam schronienie. Rosjanie zniszczyli teatr, mimo że z przodu i z tyłu umieszczono olbrzymi napis - DZIECI - pilot samolotu musiał go widzieć.

Ktoś wrzucił do sieci zdjęcie Mariupola sprzed trzech miesięcy. Zrobiono je wieczorem. Zatłoczone promenady tętnią życiem. Teatr pięknie podświetlony - duże, europejskie miasto. Przyglądam się mu uważnie - ktoś kupuje w kiosku kartki pocztowe, ludzie siedzą w kawiarniach i piją wino. Zastanawiam się, ilu z nich już nie ma. A jeśli żyją, to gdzie są i co robią? Około stu tysięcy mieszkańców wciąż się ukrywa w strzępach Mariupola. Miasto przestało istnieć. Zostały osmolone bloki z wypalonymi oczodołami i zakłady metalurgiczne, które bomby zmieniły w labirynt stalowych słupów i betonowych kloców. Gdzieś głęboko pod ziemią nadal są ludzie.  

Wojna trwa nieco dłużej niż dwa miejsce. To "nieco" jest istotną różnicą dla obrońców i cywilów, którzy chcą przeżyć. Gdy na głowę lecą bomby, godzina jest relatywną jednostką czasu. Minuty potrafią trwać dwa razy dłużej. Sekundy ciągną się nieskończoność, szczególnie gdy odliczają je eksplozje. Czasami śmierć przychodzi niespodziewanie. Staje się wtedy symbolem zagrożenia całego kraju. Ukraińcy nie znają dnia ani godziny - koniec może nastąpić w każdej chwili. Pogrzeb babci i matki z dzieckiem w Odessie przypomniał, jak kruche jest życie, jak okrutna rosyjska agresja. Rakieta rozbiła blok mieszkalny, kiedy ojca rodziny nie było w domu.  

Można sobie wyobrazić moment, gdy wszystko, co kochamy, znika w jednej chwili - wraca Szekspir z odwiecznym pytaniem. Ocalały w ataku mężczyzna nie zwinął się w embrionalny kłębek i nie zakopał w ziemi. Miał do zorganizowania pogrzeb. Przybyłych na nabożeństwo w lokalnej cerkwi witały przy wejściu trzy przekreślone, prawosławne krzyże, a w środku trzy trumny z takiego samego drzewa. Także zdjęcia ludzi, którzy byli, a których już nigdy nie będzie. W tym trzymiesięcznego dziecka. Nie chcę prawić komunałów o harcie ludzkiego ducha, bo w takich momentach duch wypłakuje oczy tak samo jak ciało. Reszta jest milczeniem - to także napisał Szekspir.  

W podziemiach Azowstalu siedzą obrońcy miasta. Na filmie nie widać, ilu dokładnie śpiewa, ale słychać pieśń o Ukrainie. Nie mają już prądu, kończy im się żywność. Momentami w ciemnościach błyska jakaś twarz lub dłonie zakleszczone na karabinie. Mam antyczny PESEL. Wychowałem się na sowieckich filmach, w których często pojawiały się takie heroiczne sceny. Oni też śpiewali w lasach oblężonych przez żołnierzy Wehrmachtu. Szli na pewną śmierć bez mrugnięcia okiem. Role się jednak odmieniły. Teraz rosyjski żołnierz jest faszystowskim najeźdźcą, a ukraiński partyzantem. Narzędzia walki są inne. Tylko człowiek broni ojczyzny tak samo, jak kiedyś.