Patrzę na twarz Zełenskiego. Wygląda jak zdjęty z krzyża – jest w Buczy. Ma zmarszczone kąciki ust i czoło. Przymyka oczy, bo nie da się na ten koszmar długo patrzeć. Ktoś wrzucił na Facebooka zdjęcie prezydenta sprzed dwóch miesięcy – jest na nim uśmiechnięty, w eleganckim garniturze. Tryska świeżą energią. Mógłby pracować w londyńskim City lub przemawiać na forum ONZ. To ostatnie zdjęcie w kamizelce kuloodpornej naznaczone jest czasem. Zrobiono je wojnę później. Mimo to Zełenski mówi składnie i spokojnie. Odpowiada z przekonaniem na pytania dziennikarzy. Nazwał ludobójstwo po imieniu, ale nie dał się ponieść nerwom. Jest przywódcą. Cierpi z narodem.

W tym samym czasie w bunkrze na Kremlu siedzi mały człowiek. Na ekranie komputera kłaniają mu się w pas kamerdynerzy. Składają hołd swojemu władcy. Rosyjski prezydent zastygł w fotelu nieco przekrzywiony, dłonie ma przybite do biurka, żeby zanadto nie drżały. To byłoby sygnałem, że państwo trzeszczy w posadach, a na to Wielikaja Rosija nie może sobie pozwolić. Gdzieś w niezliczonych obwodach, głównie na prowincji, odbywają się pogrzeby poległych żołnierzy. Kończą specjalną wojskową operację w Ukrainie w trumnach różnego rozmiaru. Nie wszyscy wrócili w jednym kawałku. Ile musi upłynąć łez, żeby Rosjanie zrozumieli, kto w tym horrorze jest wampirem?

Tymczasem na Tik-Toku prawdziwy szał. Młode Rosjanki malują twarze w kolory rosyjskiej flagi. Wypinają piersi do kamery i puszczają buziaczki - to dla dzielnych chłopców, którzy pojechali zdenazyfikować Ukrainę. Ale oni nie odwzajemniają całusów. Mają usta nieruchome i sine. Ich ciała są zwęglone lub poszarpane odłamkami moździerzy. Rosjanki pozdrawiają weteranów, a oni uparcie leżą w trumnach. Ignorują zaloty dziewcząt. Nie będzie potańcówek w remizach strażackich ani wycieczek za Ural. Będzie rozkładanie się ciała sześć stop pod ziemią i rozpacz w rodzinie. Jutro użytkowniczki Tik-Toka znajdą sobie inną zabawę. Będą śpiewać albo przymierzać kolorowe kiecki.

Jeszcze jeden człowiek leży na ulicy. Nie rusza się. Ma z tyłu związane ręce białą taśmą. Skojarzenia są oczywiste - przyzwyczaili nas do tego rosyjscy siepacze. Ale tym razem sceneria nie pasuje do obrazu. Wokół spacerują ludzie, w tle widać otwarte sklepy i czyste samochody. Ktoś spieszy się do pracy, ktoś inny spaceruje. Nie jesteśmy w Buczy. Jesteśmy w Moskwie. To samotny, anonimowy protest. Nie znamy nazwiska, nie wiemy nawet, czy to kobieta czy mężczyzna. Wiemy natomiast dlaczego udaje trupa w pobliżu soboru Chrystusa Zbawiciela, na ulicy Mikołajskiej, przy Kremlu i w Ogrodzie Aleksandrowskim. Brak jednak zainteresowania przechodniów. Ludzie myślą, że to pijak.

Wojna w Ukrainie to dla Rosjan spektakl z dużą niewiadomą. Nie mają pojęcia, co się dzieje, w jakim odbywa się zakresie i jak bardzo zmieni to ich życie. Nie chcą wiedzieć. Wolą nie wiedzieć! A transformacja będzie bolesna. Rosja stała się czyrakiem kuli ziemskiej. Jeśli pęknie - a pęknąć kiedyś musi - wyleje się z niej cuchnąca ropa. Niestety Rosjanie będą musieli żyć dalej. Nie pomogą antybiotyki, nie przybędzie im na ratunek wujek Rasputin. Skazują się na wegetację, bo nie zadają pytań. Nie stać ich na refleksję, nie myślą. Milczą. Będą śmierdzieć na odległość i gnić za życia. Nikt ich nie trąci bosakiem. Czy będę wtedy opłakiwał utraconą cześć Wielikijej nierządnicy Rosiji? Nie sądzę!