Fotografia nie jest zajęciem sezonowym. To nie wakacyjny flirt, albo chwilowe zauroczenie. Człowiek budzi się myśląc o fotografowaniu i kładzie się spać, nie przestając. Kadry nigdy nie znikają z powiek, nawet jeśli aparat jest w futerale. Mogę tylko napisać czym dla mnie jest fotografia, bo nie wiem czym jest dla innych. Każdy podpisuje ten cyrograf na własnych zasadach.

Dla mnie jest olbrzymią siłą i jeszcze większą odpowiedzialnością. Otrzymujemy bowiem narzędzie do porządkowania świata. A ten, wiadomo! Jest zagracony. Jak garaż, gdzie przez lata wrzuca się niepotrzebne przedmioty. Aparat w ręce tnie czas i przestrzeń. Usuwa z kadru chaos i wprowadza spokój. Nie narzuca nikomu swojej wizji, ale pozwala przez chwilę zabawić się w boga.

A to dopiero pierwszy etap przygody, początek tworzenia. Później musi się zdjęcie urodzić - przyjść na świat - tradycyjnie, lub na ekranie komputera. To ważny moment, bo jesteśmy nie tylko jego ojcem i matką. Także położną, przedszkolanką i nauczycielem. Naszym obowiązkiem jest opieka nad każdym kadrem. Nad wszystkim, co spłodzi wyobraźnia.

Gdy zdjęcie dojrzewa, zderzamy go z odbiorcą. To ważny moment, bo każdy fotograf powinien to robić z otwartą przyłbicą. Bronić swojej wizji rzeczywistości. Naginać ją na swój sposób. Przetwarzać i zniekształcać. Obraz świata na zdjęciu nie może być jedynie jego kalką - to nie miałoby sensu! Po co kopiować dosłownie otoczenie. Prostokąt po prostokącie, kwadrat po kwadracie?

Bez naszego śladu nie ma fotografii. Są tylko lepsze lub gorsze światłocienie. To jak znak wodny na banknocie. Bez niego jest nic niewarty. Staje się jedynie kawałkiem papieru.

Fotografia to także wędka. Ma kołowrotek i haczyk, a na jego końcu wije się przynęta. Każdy stosuje inną. Moja jest niewidoczna. Ale wiem, kiedy aparat ma branie. Kiedy fizycznie niemal czuje, że robię zdjęcia.

Tak łowię emocje. Nie ma nic piękniejszego w fotografii, jak obrabowanie kogoś z kawałka duszy. Nieinwazyjnie i bez chamstwa, rzecz jasna. Ale tak, by ten ktoś na zawsze z nami pozostał.

Dlatego lubię robić ludziom portrety ułamek sekundy za wcześnie. Kiedy są niegotowi. Kiedy to nie przysadka mózgowa naciska migawkę lecz moja intuicja. Towarzyszy temu delikatny skurcz w piersiach. Bo nagle dzieje się coś wbrew naturze - wszak wyłączam mózg i widzenie. Staje się dużą anteną i po prostu czuję. Każdy z nas nosi ją w sobie, w bardziej lub mniej rozwiniętej postaci.

Czym jeszcze jest fotografia? Terapią. Bandażuje zranione emocje i pielęgnuje te zdrowe. Zachęca do życia. Ale ponad wszytko, pozwala mi zastanowić się na sobą. Nad moja relacją ze światem i ludźmi. Nad moim miejscem na ziemi i miejscem Ziemi w kosmosie.