Chcieli wsiąść do pociągu byle jakiego, żeby uciekać przed wojną. Już nigdzie nie pojadą. Liczba ofiar ataku w Kramatorsku wciąż rośnie.

Mógłbym opisać z fotograficzną precyzją scenę, jaka rozegrała się przed tamtejszym dworcem kolejowym, ale tego nie zrobię. Ludzie stracili życie, bo ktoś posłał na nich rakietę balistyczną. "Przeznaczona jest do wykonywania uderzeń na ważne cele lądowe, znajdujące się w strefie operacyjno-taktycznej ugrupowania wojsk przeciwnika" - tyle mądra Wikipedia. Nie wierzycie jej, proszę! Rosyjskie pociski z ładunkiem kasetowym uderzają w walizki na kółkach, pluszowe miśki, w zrobione na drogę kanapki i złożone parasole. Zapomniałbym! Także w ludzi.

Wojna przesunęła się na wschód w rejon Donbasu. Jest jeszcze dalej od Brukseli i Londynu. Europa westchnęła z ulgą. Pasażerowie na dworcu w Kramatorsku 9 kwietnia zrobili to po raz ostatni. Media przyzwyczaiły nas do obrazów zdemoralizowanych żołnierzy w podartych mundurach. Do kanibali pożerających po kawałku Ukrainę, przybyłych z odległych zakamarków Rosji. Ale człowiek, który naprowadza takie rakiety do celu nie jest analfabetą - wyrzutnie są militarną dumą Putina. Naciska z namaszczeniem guzik, jakby pieścił w szkole klawiaturę komputera. Potrafi myśleć. Nie jest troglodytą ze słomą wystającą z onucy. Mimo to strzela, wiedząc, czym jest dworzec kolejowy. 

Ukraina otrzymała od Zachodu pomoc przekraczającą miliard euro. Tyle samo dziennie płynie do Rosji metalową rurą. W jednym kierunku leci gaz, w drugim forsa. Jedno drugiemu nie przeszkadza. Pieniądz jest ciałem stałym, gaz gazem. Gdzieś między nimi na gapę jedzie nasza hipokryzja. Wiem, wiem! Nie da się zakręcić kurka jednym ruchem dłoni, bo padnie niemiecka gospodarka. Gotów byłbym od teraz gotować obiad na ognisku, gdyby tylko ci ludzie w Kramatorsku mogli wsiąść do pociągu. Rozumiem, że to naiwne ultimatum. Gaz w naszych domach jest ułamkiem narodowego zużycia, to wielki biznes w większości go pochłania. Oto stajemy wobec testu człowieczeństwa. I co dalej?

W górze z bagaży dzwonią telefony. Nikt ich nie odbiera - właścicieli już nie ma. Służby ratunkowe odwiozły ich ciała do pobliskich kostnic. Dworzec jest pusty. Nie zatrzymują się na nim pociągi. Na trawniku przed budynkiem wyleguje się olbrzymia, zielona łuska rakiety. Jakaś mściwa rosyjska ręka namalowała na niej cyrylicą dwa słowa - ZA DZIECI. Rzekomo za te, które w trwającym od lat konflikcie zabiła w Doniecku strona ukraińska. Gdy zaczynałem pisać te słowa, liczba ofiar nie była jeszcze znana. Teraz wiemy, że w Kramatrosku zginęło pięćdziesiąt siedem osób, w tym pięcioro najmłodszych. Bumerang lata w kręgu nienawiści. Będzie to robił do końca tej wojny. Nie wszyscy zdążą pochylić głowy.