"Kiedy weterynarz odrobacza kota, jest to dla niego specjalną operacją. Dla robaków to wojna" - tak tłumaczy sytuację w Ukrainie nadworny propagandysta Kremla. Nazywa się Sołowjow. Przypomina wuja na imieninach u cioci, który na wszystkim się zna, ale gdy rozmowa schodzi na niewygodny temat, zaczyna coś nucić pod nosem. Gdyby tylko wyszedł ze skorupy i zerknął na siebie z boku, zobaczyłby obrzydliwego rasistę. Ale nie zrobi tego. Stan samouwielbienia mu na to nie pozwala. Rosja ma wielu takich kazirodczych wujków. Widzowie za nimi przepadają. Jaki kraj, taki weterynarz.

Sołowjow opowiada o wojnie banialuki. Jeszcze bardziej lubi się prężyć i krzyżować na piersiach ręce. Wydyma wtedy wargi i kiwa głową jak Mussolini. Moduluje i zawiesza głos, jakby czytał dzieciom do poduszki. Jest rosyjskim misiem z okienka. Opowiada milusińskim o rakietach z nuklearnymi głowicami i roztacza przed nimi wizję błyskawicznych zwycięstw. Gdyby stać go było na uczciwość, opowiedziałby, jak wygląda rzeczywistość rosyjskiej baśni - otrzymane z Zachodu HIMARS-y łoją dupę agresora bardziej niż bracia Grimm dziecięcą psychikę. Front stoi w miejscu, jak Sołowjow w studiu.  

Pięć dni - tyle czasu upływa od rekrutacji do plastikowego worka z błyskawicznym zamkiem. Według brytyjskich mediów tak wygląda los rosyjskich żołnierzy. Ministerstwo zbrodni mówi o czterech tygodniach poligonu, ale rzeczywistość jest inna. Młodzi Rosjanie trafiają na front, często nie potrafiąc strzelać z karabinu. W szekspirowskiej tragedii trzymaliby co najwyżej dzidę. Tymczasem rosyjska telewizja emituje film z rodziną poległego żołnierza, która za otrzymane z Kremla pieniądze kupiła nową Ładę. Rodzice mówią, że zawsze o takim aucie marzyli. Na pierwszą przejażdżkę wybiorą się na cmentarz.  

Miś z okienka zasłoniłby oczy łapami, ale Sołowjow tego nie robi. Zaprasza do swojego programu karykatury człowieczeństwa i pseudoekspertów. Z chorą fascynacją śledzę jego wyczyny, bo jest papierkiem lakmusowym współczesnej Rosji. Jego goście stoją przy olbrzymim, okrągłym stole - gospodarz nie prosi nawet, żeby usiedli. Krzyczą na całe gardło, nie potrafią słuchać. Scenograf, który przygotowuje studio do tej orgii, zdobywał chyba doświadczenie w burdelu i cerkwi. Dominuje krwista czerwień w błękitnej poświacie, w smugach białego, jarzeniowego światła. Rosyjska flaga musi być obecna.  

A co nowego w polityce? Putin wylądował w Teheranie. Świat się podnieca, bo kuleje i bezwładnie zwisa mu ręka. Media rechoczą, bo kilka dni później prezydent Turcji kazał mu na siebie czekać w gabinecie. Ale same drwiny nie zgładzą potwora. Coraz bardziej staje się to oczywiste, że nie zrobi tego szewc Skuba. Miał pięć miesięcy, żeby wypchać barana siarką, ale wciąż mu się to nie udaje. Na szczęście Putinowi zaczyna brakować ognia i powietrza. Nawet ludzie, którzy od pięciu miesięcy obserwują wojnę, tracą w niej rozeznanie. Sytuacja na froncie staje się bardzo ciekawa. Rosyjska lawa zwolniła i zastyga. 

Zobacz również: