Boris Johnson czerwony ze złości - znowu zajęła się nim policja. Chodzi o nowe przypadki łamania zasad lockdownu podczas pandemii.

Imprezy, do jakich dochodziło na Downing Street, były jednym z powodów, dla których Boris Johnson zmuszony został do ustąpienia ze stanowiska premiera. Nigdy się z tym faktem nie pogodził i wciąż ma nadzieję, że kiedyś ponownie zamieszka w prestiżowej rezydencji w centrum Londynu. Johnson ma w parlamencie całkiem sporą grupę zwolenników, którzy zrobią wszystko, by mógł on ponownie stać się liderem Partii Konserwatywnej i wrócić na mostek kapitański. W pewnym sensie można ich porównać do amerykańskich zwolenników Donalda Trumpa - są jak wierni w kościele, wierzą w bóstwo i żadne empiryczne fakty nie są w stanie tej wiary zmienić. Ale polityczna przyszłość Johnsona nie zależy od nich, a od wyniku dochodzenia komisji parlamentarnej, która bada etykę zachowania premiera - a precyzyjniej, czy nie skłamał na forum Izby Gmin tłumacząc się z imprez jakie organizowano na Downing Street. Był przecież kapitanem statku.

Nowe zarzuty

Zaczęło się od niewinnych zapisków w jego osobistym dzienniku, który Johnson pozostawił na Downing Street - taki jest obowiązek odchodzącego premiera. Prawnicy Johnsona, ponieważ opłacani są przez brytyjskiego podatnika, przekazali ich treść rządowi, ten komisji parlamentarnej, która zajmuje się jego prawdomównością, a ona z kolei policji. Boris Johnson nazwał to atakiem motywowanym politycznie. Raz już został ukarany mandatem za łamanie zasad lockdownu - czyli złamał prawo. W tym przypadku chodzi ponoć o spotkanie z matką, do jakiego doszło w ogrodach Downing Street i inne bardziej towarzyskie zgromadzania w podlondyńskiej rezydencji premierów Chequers. Jeśli komisja uzna, że Johnson skłamał na forum Izby Gmin, tłumacząc się z imprez, wówczas jego polityczna kariera może być skończona.

Co robi Boris?

Dziś powinien znajdować się w Izbie Gmin, gdzie nadal reprezentuje elektorat swojego okręgu wyborczego. Bierze za to rocznie 84 tys. funtów, czyli niemałą kwotę. Akurat w środę odbywa się zazwyczaj sesja składająca się z pytań do premiera i jego odpowiedzi. Premierem jest oczywiście Rishi Sunak, były współpracownik Johnsona, a teraz jego rywal. Ale Borisa nie ma dziś w parlamencie. Nie ma go w Londynie. Ba, wyjechał z Wielkiej Brytanii i jest w Las Vegas, gdzie za wygłoszenie przemówienia ma otrzymać sumę składającą się z sześciu cyfr. Tak obecnie wygląda życie polityka, który piastował najwyższy urząd w państwie, któremu wydawało się ze jest drugim Winstonem Churchillem i że jest nie do ruszenia. Dobrze zarabia, ale perspektywa powrotu na Downing Street wydaje się coraz bardziej odległa.

Opracowanie: