Tej rocznicy nie mogę pominąć. Mierzę się z nią i odwołuję do niej. Jest dla mnie ważnym punktem odniesienia. Przypomina mi, do czego zdolny jest człowiek, gdy marzy, i do jakich gotów jest zbrodni, jeśli czegoś pożąda.

Pół wieku temu stanęliśmy na Księżycu. Zrobił to w naszym imieniu Neil Armstrong, ale tak naprawdę wszyscy zostawiliśmy na nim odcisk stopy. Zawsze fascynował mnie Księżyc - od tych pierwszych czarno-białych filmów z rakietą wbijającą się w oko, do niedawnych doniesień o chińskiej sondzie, która wylądowała na ciemniej stronie Księżyca. Warto zaznaczyć, że obie jego strony są jasne. Jedna tylko jest dla nas niewidoczna. Ale do rzeczy.

Ja Księżyc widzę wszędzie. Nie tylko na niebie. Także w ludzkiej naturze - męskich nastrojach i w kobiecych cyklach. Lubię, gdy jest w pełni lub kiedy udaje rogala. Uwielbiam, gdy odbijane przez księżyc światło wpada do sypialni. Cieszę się, jak pokazuje mi drogę w miejscach, gdzie człowiek nie zbudował jeszcze wieżowców, nie zabetonował matecznika.

Oglądałem ten pierwszy krok Armstronga na starym czarno-białym telewizorze we wsi Komorowice. Dziś to dzielnica Bielska-Białej, ale wówczas nie była nawet jego satelitą. Miałem niespełna siedem lat. Akurat w rodzinie mieliśmy wesele - takie prawdziwie wiejskie, na sto fajerek. Z orkiestrą, oczepinami i przystrojoną kwiatami stodołą. Po jednej stronie ogrodu stała drewniana scena, po drugiej w ognisku piekły się duszonki.

Nagle, w środku nocy, gdzieś pomiędzy tańcami a zapachem ziemniaków pojawił się telewizor, a na nim trudny do odszyfrowania obraz z Księżyca. Chwilę potem padły słowa o małym kroku dla człowieka i olbrzymim skoku ludzkości. Nikt wówczas ich nie zrozumiał. To była polska wieś z 1969 roku, nie Nowy Jork czy Floryda. Mimo to, przez ułamek sekundy, staliśmy się częścią wielkiego świata. Przedstawicielami tego samego gatunku, do którego należeli Armstrong, Aldrin i Collins.

Nieważne, że od przylądka Cape Canaveral dzielą nas tysiące kilometrów, a mnie od tamtego wesela pół wieku. To historia ponadczasowa i ponad wszelkimi granicami. Wystarczy spojrzeć w niebo, podnieść rękę i wskazać palcem na księżyc. A zaraz potem schować go za paznokciem kciuka. Jacy mali jesteśmy, a tacy wielcy - i o tym pragnę pamiętać odlatując codziennie w kosmos.