Z każdym dniem mnożą się znaki zapytania dotyczące śledztwa w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Tymczasem polscy prokuratorzy podczas konferencji nie potrafią precyzyjnie odpowiedzieć na proste pytania.

Przykład z wczoraj: Już wiemy, że czarne skrzynki pozostaną na razie w Moskwie, ale nie wiadomo na jak długo. Póki co polska strona musi zadowolić się protokołem, czyli stenogramem rozmów pilotów i wieży.

Owa analiza ma trafić do Warszawy w ciągu dwóch tygodni. I tu najpierw prokurator Seremet oznajmia, że można by owe zapisy upublicznić, ale zaraz pada zdanie, że dopiero po analizie fonoskopijnej, czyli - jak należy się domyślać - po otrzymaniu czarnych skrzynek. Nie wiadomo jednak, kiedy to się stanie.

Nie wiadomo też, kiedy do Polski trafią szczątki Tupolewa. Nie wiadomo, kiedy otrzymamy odpowiedzi na pytania, co działo się z oświetleniem na lotnisku w Smoleńsku.

Jednak najbardziej przerażające jest to, że ponad dwa tygodnie po katastrofie nie znamy godziny tej katastrofy. Wcześniej informowaliśmy, że z raportu umieszczonego na stronie internetowej rosyjskiego premiera wynika, iż straż pożarna zaczęła gasić pożar już o godz. 8.51 - pięć minut przed oficjalnie podawaną godziną tej tragedii.