"Polska wstąpi do strefy euro w 2015 roku"- taką elektryzującą informację przekazał w poniedziałek szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz. Wyjaśnił następnie, że deklarację usłyszał od Donalda Tuska. Premier z kolei prostował, że nowy szef europarlamentu, źle zrozumiał wypowiedź o euro, bo jest nowy na stanowisku i debiutuje na unijnym szczycie.

Premier powiedział, a ktoś nie zrozumiał? To nie nowość. Gdyby poważnie brać wszystkie obietnice Donalda Tuska okazałoby się, że jesteśmy wyjątkowo nierozumiejącym społeczeństwem. Przykładów jest wiele:

Styczeń 2011. Premier zdegustowany krytyką swojego zbyt młodzieńczego wizerunku na bilbordach oświadczył koniec z tym. Potem powtarzał: "szkoda tych pieniędzy, które znowu wszyscy wyrzucą na bilbordy i spoty. Ja tak uważam".

Co nie przeszkodziło PO podczas najbliższej kampanii wyborczej wydać pieniądze podatników właśnie na bilbordy i spoty. No cóż, nie zrozumieliśmy premiera, podobnie jak wtedy, kiedy tłumaczył, że kwestia OFE to nie łatanie budżetu a ochrona emerytów i ucieczka przed bolesnymi dla obywateli cięciami. Cięcia zostały zapowiedziane rok później. Źle też odczytaliśmy to zdanie: "nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie paliwa mogły podrożeć na stacjach benzynowych".

"Najbliższy czas" o którym wspominał premier, to były po prostu dwa miesiące kampanii. Do wyborów ceny rzeczywiście nie rosły.

W końcu reforma służby zdrowia, która miała przynieść pacjentom same korzyści. Krytykom premier odpowiadał: "eunuch i krytyk z jednej są parafii. Obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi".

A premier potrafił tylko nikt go nie zrozumiał...