"Przekazaliśmy protest przeciw zdarzeniom w Alkmaar, gdzie - jak informują nas wiarygodne źródła - miała miejsce systemowa działalność służb przeciwko polskim obywatelom. Zwróciłem się z prośbą, aby sprawa została dokładnie wyjaśniona" - powiedział wiceszef MSZ Paweł Jabłoński po spotkaniu z ambasador Holandii w Polsce.

Paweł Jabłoński po tym spotkaniu wydał krótkie oświadczenie. Przypomniał w nim, że ambasador Holandii Daphne Bergsma została wezwana do polskiego MSZ w trybie pilnym. Uznaliśmy to za niezbędne, by przekazać nasz zdecydowany protest wobec tego, co wydarzyło się w mieście Alkmaar i też w innych miejscach w Holandii, gdzie - jak informują nas bardzo wiarygodne źródła - miała miejsce systemowa działalność służb holenderskich wymierzona przeciwko polskim obywatelom - powiedział dziennikarzom wiceminister.

Jak dodał, "na podstawie używania przez naszych obywateli polskiego języka ludzie byli zatrzymywani i zmuszani do opuszczenia miasta Alkmaar". Najprawdopodobniej to były decyzje podjęte przez władze miejskie, takie informacje do nas docierają - zaznaczył wiceszef MSZ.

Jabłoński zaznaczył, że nie ma stuprocentowej pewności, co dokładnie się wydarzyło, stąd - jak zapewnił - cały czas są zbierane i sprawdzane informacje na ten temat. Niemniej - ocenił - te, które już zebrano, "są dość wiarygodne".

Ja przekazałem dzisiaj to pani ambasador, wskazując, że tego typu działania, jeśli się to potwierdzi, są to działania o charakterze dyskryminacyjnym - podkreślił.

Wiceszef MSZ jednocześnie zaznaczył, że zarówno w polskiej jak i holenderskiej konstytucji jest bardzo wyraźny zakaz dyskryminacji "z jakiejkolwiek przyczyny, także ze względu na narodowość". Jabłoński wskazał, że są to zasady obowiązujące w całej UE.

Podkreślał, że kiedy kilka lat temu pojawiła się informacje medialne, że w Polsce są tworzone "strefy wolne od LGBT", wówczas wiele krajów UE, w tym Holandia, zajmowały bardzo zdecydowane stanowiska oskarżając Polskę o niewłaściwe działania. To było kłamstwo, to był fałsz, wtedy rozmawialiśmy z ambasadą holenderską i tłumaczyliśmy to, jaka jest rzeczywistość - zaznaczył.

Ambasador deklaruje gotowość do współpracy

Dzisiaj natomiast mamy do czynienia z bardzo poważnymi podejrzeniami, że doszło do systemowych działań funkcjonariuszy państwa holenderskiego i miasta Alkmaar przeciwko obywatelom polskim. Zwróciłem się do pani ambasador z protestem przeciw tym działaniom, ale też z prośbą o to, aby sprawa została bardzo dokładnie wyjaśniona - mówił dziennikarzom wiceminister.

Jak dodał, chodzi też o to, aby "osoby, które są odpowiedzialne za tego typu działania, poniosły za to konsekwencje, aby po prostu wymiar sprawiedliwości odpowiednie działania podjął".

Podkreślił, że polska strona przekaże wszystkie zebrane informacje i materiały o zdarzeniu stronie holenderskiej.

Według wiceministra, Bergsma powiedziała, że "całkowicie zgadza się, iż w tej sprawie trzeba ustalić fakty". Zadeklarowała pełną gotowość do współpracy w tym zakresie. Liczymy, że ta gotowość przełoży się na dobrą współpracę między służbami polskimi i holenderskimi, a dowody w sprawie zostaną szybko zebrane i jeśli rzeczywiście potwierdzi się, iż te działania nie były jakimiś incydentalnymi przypadkami, tylko miały systemowy charakter, to winni zostaną szybko ukarani - przekazał Jabłoński.

Josue i Pankov wrócili do Polski

Według relacji osób obecnych na miejscu, po meczu z AZ Alkmaar w fazie grupowej Ligi Konferencji, przegranym przez Legię Warszawa 0:1, służby porządkowe uniemożliwiły drużynie wyjazd autokarem ze stadionu. Tłumaczono, że muszą poczekać, aż obiekt opuszczą kibice. W efekcie doszło do przepychanek, a dwóch piłkarzy warszawskiego zespołu - Portugalczyk Josue i Serb Radovan Pankov - zostali zabrani do aresztu.

Wczoraj o godz. 18:30 Legia Warszawa poinformowała na swoim koncie w X, że i Josue, i Pankov wracają do Polski. Josue i Pankov byli przesłuchiwani w swoich ojczystych językach, czyli w portugalskim i serbskim, w obecności prawnika. Mamy nadzieję, że będą do dyspozycji trenera w niedzielę w bardzo ważnym meczu z Rakowem Częstochowa" - wyjaśnił w rozmowie z PAP rzecznik prasowy Legii Warszawa Bartosz Zasławski.

"Precedens na skalę światową"

Do wydarzeń w Alkmaar odniósł się wczoraj na konferencji prasowej właściciel i prezes Legii Warszawa Dariusz Mioduski.

To, co się wydarzyło, to absolutny skandal. Przez wiele lat jeżdżę na mecze od Kazachstanu po Portugalię i widziałem kilka sytuacji, np. gdy autobus z naszą drużyną był atakowany przez kibiców rywali, ale nigdy nie widziałem, żeby drużyna i członkowie sztabu, zarządu, byli atakowani przez ochronę i policję. To precedens na skalę światową - ocenił.

Zapowiedział też, że postara się o to, aby wszystkie okoliczności zostały rzetelnie ustalone.

Nie odpuścimy. Będziemy robić wszystko, żeby to wyjaśnić, sprostować, znaleźć przyczynę tego, co się stało. Kiedy tylko przyjechałem do Alkmaar, od razu słyszałem raporty (od działaczy Legii Warszawa - przyp. red.), że coś się dzieje, że jesteśmy szykanowaniPadły słowa pani burmistrz, że nie życzy sobie Polaków w mieście, ludzie wyprowadzani byli z restauracji. Taka atmosfera trwała od kilku dni. To nie był incydent - dodał Mioduski.

"Panowała atmosfera braku bezpieczeństwa"

Prezes stołecznej drużyny, który sam ucierpiał wskutek potrącenia i uderzenia przez holenderskiego funkcjonariusza, podkreślił, że - jego zdaniem - wydarzenia ze stadionu były efektem sytuacji, która od kilku dni narastała. Nastawienie władz lokalnych było fatalne, panowała atmosfera braku bezpieczeństwa - podkreślił.

Kibiców Alkmaar zapraszamy do Polski. Pokażemy, jak wygląda bezpieczeństwo, gościnność, dobra atmosfera - zaznaczył Mioduski. Będziemy chcieli pokazać, że mogą się tu czuć bezpiecznie i dobrze się bawić, że w naszym kraju jest spokojnie i przyjaźnie - dodał.

Drużyna była wstrząśnięta tym, co się działo, bo nikt nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżył. Wszyscy martwią się o swoich kolegów, o swojego kapitana (Josue - przyp. red.). Myślę, że na koniec to wszystko powinno drużynę jeszcze bardziej skonsolidować i zmotywować, bo to jest coś, co uderza w nas wszystkich - mówił wczoraj Mioduski.

Nieoficjalne ustalenia RMF FM

Josue i Pankov zostali zatrzymani przez holenderską policję po zawiadomieniu o pobiciu. Jak dowiedział się wczoraj nieoficjalnie reporter RMF FM, złożyli je jeden ze stewardów oraz działacz AZ Alkmaar, którzy mieli być poszkodowani.

Z informacji, które uzyskał Krzysztof Zasada, wynika, że w czwartek przed północą ze stadionu zaczęto wypuszczać kibiców Legii Warszawa, którzy spokojnie wychodzili do autokarów. W tym samym czasie do autokaru zaczęli udawać się także piłkarze i działacze warszawskiego klubu. W pewnym momencie służby porządkowe zablokowały wyjście dla sztabu, do czasu opuszczenia stadionu przez wszystkich kibiców. Część piłkarzy próbowała jednak dostać się do autobusu, ale służby cały czas to uniemożliwiały.

W związku z tym kilku zawodników oraz działaczy obeszło blokadę i wsiadło do pojazdu. Za nimi weszli ochroniarze. Wtedy przed autokarem i w środku wywiązała się awantura, podczas której miały zostać poszkodowane dwie osoby.

Po tej awanturze holenderscy policjanci z autobusu zabrali na komisariat dwóch zawodników stołecznej drużyny.

Holenderska policja przedstawiła inną wersję wydarzeń

Tymczasem według miejscowej policji - która wczoraj opublikowała komunikat w tej sprawie - już przed meczem było niespokojnie.

"Kibice Legii Warszawa przypuścili szturm na bramę wjazdową. Niestety, nasze jednostki nie zdołały powstrzymać tych działań ze względu na przemoc kibiców wobec stewardów i policji. W wyniku zamieszek jeden z funkcjonariuszy policji stracił przytomność i nie był w stanie kontynuować pracy. Aby chronić bezpieczeństwo własne i stewardów, użyto gazu łzawiącego. Kibice Legii odebrali policji część pałek i miotaczy gazu pieprzowego. W rezultacie niektórzy sympatycy polskiego klubu przedostali się na stadion bez biletów" - napisano w komunikacie.

Jak podkreślono, ze względu na odbywające się w centrum Alkmaar uroczystości policja nie mogła zagwarantować w czwartkowy wieczór bezpieczeństwa w mieście. Dlatego, według funkcjonariuszy, porozumiano się wcześniej z Legią Warszawa i polską policją na temat sposobu, w jaki kibice drużyny gości będą uczestniczyć w meczu, lecz te ustalenia nie zostały dotrzymane przez polski klub.

"W godzinach popołudniowych, gdy okazało się, że sympatycy Legii przywieźli ze sobą materiały pirotechniczne, władze Alkmaar zakwalifikowały teren wokół dworca kolejowego i stadionu jako obszar zagrożenia bezpieczeństwa. Oznaczało to, że na tym terenie mogą zostać przeprowadzone prewencyjne rewizje" - podano we wczorajszym komunikacie policji.