"Wojna w Europie w 2022 roku? Nie do wyobrażenia" - mówi pochodzący z Ukrainy Denis Lifanov, futsalista warszawskiej drużyny AZS UW Darkomp Wilanów. W naszym kraju mieszka od kilku lat. W rozmowie z RMF FM opowiedział o otrzymanej pomocy od kolegów z zespołu, a także o tym, co myśli o prezydencie Ukrainy i o agresorach. "Nie mam nienawiści do Rosjan. Chcę, żeby poszła w kierunku demokracji, żeby świat nie znał wojny" - stwierdził. Denis wierzy, że wojna niebawem się skończy.

Patryk Serwański: Jak zareagowałeś na informację o rosyjskiej inwazji i jak czuje się twoja rodzina przebywająca teraz w Ukrainie?

Byłem wtedy na Akademickich Mistrzostwach Polski w Krakowie. Do końca nie mogłem uwierzyć. Pamiętam, kiedy jechaliśmy busem na mecz i słuchaliśmy wiadomości... wtedy mnie zmuliło. Na rozgrzewce zacząłem płakać, nie mogłem powstrzymać emocji. Byłem bardzo poruszony. Wtedy od razu pomogła mi drużyna i trener. Podchodzili, mówili, że pomogą mi we wszystkim. To naprawdę bardzo mi pomogło. Po meczu zadzwoniłem do rodziców. Wszystko okazało się prawdą. Tata był wtedy w delegacji na zachodzie. Powrót do domu zajął mu dwa dni, ciężka droga. Udało mu się jednak dotrzeć do mamy. Teraz są razem w domu. W moim mieście na razie nic się nie dzieje. Rodzice czują się w miarę bezpiecznie, ale moja siostra jest już w Polsce. Dla jej bezpieczeństwa rodzice tak zdecydowali. Przywiozłem ją z granicy. Rodzice mojej dziewczyny też przenieśli się do Polski. Oni mieszkają na Białorusi, tuż przy granicy z Ukrainą w mieście Mozyrz. Widzieli rosyjskie wojska jadące w stronę Ukrainy i postanowili dla bezpieczeństwa przenieść się do Polski.

Jesteś sportowcem, grasz w drużynie futsalowej i z tego co mówisz wynika, że zespołem jesteście także wtedy, gdy nie toczy się mecz. Takie wsparcie musi dużo znaczyć?

Koledzy bardzo pomogli. Każdy oferował pomoc. Mamy taką atmosferę, że wierzę, że to nie są puste słowa. Wiem, że każdy zrobi wszystko, by pomóc. Trener także za każdym razem podkreśla, że mogę na niego liczyć. Na razie jednak niczego nie potrzebuję, daję radę sam opiekować się siostrą. Bardzo ważne są też proste słowa wsparcia. To motywuje i w sumie dlatego mogę normalnie trenować. Gdyby nie to, nie wiem, czy potrafiłbym skupić się na graniu.

Jesteś jeszcze bardzo młodym zawodnikiem. Zapewne gdy w 2014 roku doszło do ataku na Donbas i Krym podchodziłeś do życia inaczej - jak zwykły nastolatek. Teraz w ogóle brałeś pod uwagę, wierzyłeś, że możliwa jest taka wojna?

Jak każda rozsądna osoba nie spodziewałem się tego. Wojna w Europie w 2022 roku? Nie do wyobrażenia. Dziś wszystko powinno załatwiać się na drodze rozmów, dyplomacji. A Donbas w 2014 roku przespała niestety i Ukraina i Europa. Granice państw powinny być szanowane. Rosja tego nie akceptuje i słusznie ponosi tego koszty w postaci sankcji. Te straty ekonomiczne powinni odczuwać przez lata. Mam nadzieję, że to zadziała.

Wspomniałeś, że pod twoją opiekę trafiła siostra. Jak jeszcze pomagasz?

Mieszkam w Polsce już pięć lat, więc zdążyłem już poznać kraj. Dużo moich znajomych doprowadza do granicy swoje mamy, siostry, żony. Dzwonią po porady. Pytają w jaki sposób rozwiązać różne problemy. W mojej rodzinie nie ma żadnych problemów. Włączyłem się w pomoc finansową dla osób z mojego miasta. Tu mogę tylko chodzić na protesty, publikować filmy na Instagramie, by jak najwięcej osób dowiedziało się, jak wygląda sytuacja.

Dziś kluczowe są wydarzenia militarne, ale obserwuję jak choćby media społecznościowe reagują na działania prezydenta Zełenskiego, braci Kliczko. Oni są tymi globalnymi twarzami obrony Ukrainy przed agresją. Pokazują niezłomność, hart ducha. Co o nich teraz myślisz?

Tak naprawdę mogę powiedzieć, że w mojej rodzinie nie wszyscy wierzyli w to, że prezydent zostanie w kraju, w Kijowie. Podobnie jak bracia Kliczko. Myślę, że na całym świecie ludzie mieli co do tego wątpliwości, ale oni pokazali twardy charakter. Zełenski ma teraz ogromne poparcie społeczne. To jest absolutnie zasłużone. Naprawdę jestem dumny, że mamy takiego prezydenta. Nie wiem jakby się to potoczyło, gdyby na początku inwazji wyjechał z Kijowa.

W drużynie występuje z tobą jeszcze jeden zawodnik z Ukrainy. Witalij Lisniczenko to znana postać naszych futsalowych rozgrywek. Możesz powiedzieć, jak on radzi sobie obecnie z całą sytuacją?

Na treningach staramy się od tego odciąć, ale nie jest to proste. Witalij ma trudniejszą sytuację, bo pochodzi z miasta Sumy. Tam trwają bombardowania, ciężkie walki. Muszę powiedzieć, że się trzyma. Drużyna tak samo pomaga mu i dzięki kolegom możemy grać.

Mówiłeś, że w twoich rodzinnych stronach jest spokojnie na tyle na ile to możliwe, ale zapewne strach o najbliższych musi ci towarzyszyć?

Kiedy zabrałem siostrę, to pierwszej nocy mówiła, że czuła się dziwnie, bo nie słyszała syren alarmowych. Nie mogła się odnaleźć w sytuacji, w której nic się nie dzieje. Dlatego wszystkim w Polsce trudno zrozumieć emocje osób przyjeżdżających z Ukrainy. Z rodzicami mam kontakt telefoniczny. Mam nadzieję, że sieć będzie działała. Kiedy rozmawiamy, staramy się poruszać zwykłe tematy, pożartować. Wiem, że to może niewiele pomaga, ale staramy się rozmawiać normalnie.

Z życia społecznego międzynarodowa społeczność wyklucza sportowców, ludzi kultury z Rosji i Białorusi. Wszyscy uważamy to za pożądane. Mamy świadomość, że całe społeczeństwo rosyjskie czy białoruskie musi poczuć odpowiedzialność. Są sankcje ekonomiczne. Z rosyjskiego rynku wycofują się globalne firmy. A co ty myślisz dziś o Rosji? Jak to traktujesz? Masz poczucie, że nie każdy Rosjanin jest wrogiem? Analizujesz trochę to, co mówią pojmani rosyjscy żołnierze, którzy twierdzą, że nie wiedzą po co i gdzie przyjechali? Oprócz tragicznych wieści docierają do nas też często absurdalne doniesienie o rosyjskiej armii i zachowaniu żołnierzy.

Co do sportu, to jestem zdania, że sportu nie da się oddzielić od polityki. Nie wyobrażam sobie meczu Polski z Rosją w barażach o mistrzostwa świata. Jestem jak najbardziej za takim wykluczeniem. Nie ma dla nich miejsca w sporcie. Europa i cały świat muszą dać coś od siebie, żeby to się skończyło. Dlatego sankcje są konieczne. A to, że żołnierze mówią, że nie wiedzą, gdzie idą... trudno w to uwierzyć. Gdyby się przyznali, że przyszli na Ukrainę świadomie, to nie wiem, co by się tam z nimi stało. Nie mam pretensji do wszystkich Rosjan. Nawet nie mam pretensji do tych starszych ludzi, którzy oglądają telewizję i wierzą w Putina. To odpowiedzialność ich dzieci, by przekazywać im informacje, mówić, jaka jest prawda. To oni mają choćby dostęp do internetu, ale wiem, że to nie jest proste. Dziadkowie mojej dziewczyny mieszkający na Białorusi wierzą w to, co mówi reżim. Wierzą w Łukaszenkę i Putina. Że to wszystko jest dobre dla Rosji i Białorusi. Nie da im się tego wytłumaczyć. To ludzie z innej epoki. W internet nie wierzą. Tam jest wszystko głupie. Tylko telewizja mówi prawdę.

Masz w sobie takie poczucie, że to się wszystko po prostu skończy? Że przestaną spadać rakiety i bomby?

Wierzę w to, bo bez takiej wiary nie dałoby się żyć. Myślę, że to się skończy szybko. To już dwa tygodnie wojny. To już trwa przecież długo. Mam nadzieję, że Ukraina wygra a reżim Putina się załamie. Mam nadzieję, że zamiast niego pojawi się nowa, demokratyczna władza. Nie mam nienawiści do Rosjan. Chcę, żeby poszła w kierunku demokracji, żeby świat nie znał wojny.

Opracowanie: