"Chcemy zobaczyć, jak się cieszycie!" - takie plakaty rozwiesili w Dortmundzie kibice Borussii przed meczem swojej drużyny z Realem Madryt w półfinale Ligi Mistrzów. Nastroje wśród piłkarzy BVB i fanów są optymistyczne - tym bardziej, że w fazie grupowej Borussii udało się pokonać "Królewskich" 2:1. Ci ostatni, by uniknąć powtórki, postanowili zresztą pomóc szczęściu i tym razem… wybrali inny hotel.

Po wczorajszej wygranej Bayernu Monachium z Barceloną 4:0 w niemieckich gazetach nie brakuje optymistycznych komentarzy również w stosunku do Borussii. Teraz czas na BVB! Niemiecki finał jest możliwy, czekamy tylko na wypełnienie zadania przez ekipę z Dortmundu. Niech Wembley będzie niemieckie - napisano w "WAZ".

W zwycięstwo wierzą także kibice. W wielu domach wywieszone są żółto-czarne flagi (takie są barwy klubowe BVB), zapotrzebowanie na bilety było gigantyczne. Do klubu z zapytaniem o wejściówki zgłosiło się prawie 600 tysięcy osób, kwitnie więc czarny handel. Kibiców nie zraża fakt, że za bilet w jednym z gorszych miejsc trzeba zapłacić 1000 euro, w najlepszych cena dochodzi nawet do 5000!

Wygląda więc na to, że trener Juergen Klopp niepotrzebnie prosi fanów o wsparcie. Naróbcie w środę hałasu! Stwórzmy razem widowisko, o którym będzie mówił cały świat. W ten wieczór skupmy się wszyscy na jednym! - apeluje.

Piłkarzom nie brakuje więc wsparcia, ale też pewności siebie. Już raz przed własną publicznością wygraliśmy z Realem 2:1. W Madrycie zremisowaliśmy 2:2. To były wspaniałe mecze! Dlaczego mielibyśmy tego nie powtórzyć? - pyta retorycznie Jakub Błaszczykowski.

Z nieco większą rezerwą do rywalizacji z "Królewskimi" podchodzi natomiast przed pierwszym gwizdkiem Łukasz Piszczek. Oni na pewno są teraz drużyną groźniejszą niż w fazie grupowej - przestrzega przed dzisiejszym meczem.

Real przyleciał do Niemiec przedwczoraj, ale zawodnicy byli niedostępni dla kibiców i dziennikarzy - żadnych wywiadów, żadnych autografów. Nawet ich przylot trzymany był na lotnisku w tajemnicy - na tablicach przylotów rejs w ogóle nie widniał, a piłkarzy i sztab poprowadzono tylnym przejściem. Tam czekały na nich już dwa autokary, które zawiozły ich prosto do ich bazy, umieszczonej nieopodal Westfalen Stadion.

Przy okazji okazało się, że trener Jose Mourinho potrafi być... przesądny. Tym razem hiszpański zespół wybrał bowiem inny hotel niż podczas poprzedniego pobytu w Dortmundzie, w fazie grupowej, kiedy to Borussia wygrała 2:1.

(edbie)