Ani regulaminowy czas gry, ani dogrywka nie przyniosły rozstrzygnięcia w finale Ligi Mistrzów. Po 120 minutach Manchester United remisował na moskiewskich Łużnikach z Chelsea 1:1 i o wszystkim musiały zdecydować rzuty karne. A w nich w decydującym momencie pomylił się Nicolas Anelka i to piłkarzy Czerwonych Diabłów ogarnął szał radości.

Zobacz jak po meczu cieszyli się kibice Manchesteru United i smucili sympatycy Chelsea:

Bramki w regulaminowym czasie gry padały w pierwszej połowie. W 26. minucie fantastyczne podanie Wesa Browna wykorzystał Cristiano Ronaldo, który precyzyjnym strzałem głową tuż obok słupka nie dał szans Petrowi Cechowi. W 44. minucie wyrównał Frank Lampard.

Spokojny początek

Piłkarze obydwu drużyn rozpoczęli mecz asekuracyjnie, z wielkim respektem dla przeciwnika. Manchester zaczął jednak bardzo wysoko ustawiony, a jego zawodnicy stwarzali wrażenie agresywniejszych i bardziej ruchliwych. To zdecydowało, że podopieczni Aleksa Fergusona po 15 minutach zaczęli zdecydowanie przeważać na boisku.

Powoli rozkręcał się Cristiano Ronaldo, którego kilka groźnych dośrodkowań wybijali obrońcy The Blues. W 16. minucie zakotłowało się pod bramką Petra Cecha. Ronaldo świetnie ograł Essiena, dośrodkował, ale żaden z jego kolegów nie sięgnął piłki. Chelsea starała się odgryzać, ale jej poczynania skutecznie blokowali pomocnicy podopiecznych sir Aleksa Fergusona.

Diabły zaczynają piekielny taniec

Wreszcie nadeszła 26. minuta. Po dwójkowej akcji Scholesa i Browna, ten drugi zagrał kapitalną piłkę wprost na głowę Ronaldo, który mimo asysty obrońcy, strzelił nie do obrony. Manchester poszedł za ciosem i – mimo jednej stuprocentowej okazji dla londyńczyków – zaczął dominować na boisku. Piłkarze Chelsea tylko świetnej postawie swojego bramkarze zawdzięczali, że nie stracili drugiej bramki. Cech w niewiarygodny sposób bronił strzały Teveza, Ronaldo i Carricka.

Niespodziewana odpowiedź

Gdy wydawało się, że pierwsza połowa skończy się jak najbardziej zasłużonym prowadzeniem mistrzów Anglii, na strzał zdecydował się Michael Essien. Piłka odbiła się od pleców Rio Ferdynanda i trafiła do Lamparda, który z bliska nie dał szans rozpaczliwie interweniującemu van der Sarowi.

W drugiej połowie tempo meczu spadło. Schowana za podwójną gardą Chelsea nie kwapiła się do zdecydowanych ataków, ograniczając się do kontr. Manchester próbował nacierać, ale wyrównująca bramka ewidentnie wytrąciła mistrzów Anglii z rytmu. Z czasem gra się zaostrzyła, a walka zaczęła się toczyć w środku pola. Strzałów próbował Rooney, ale za każdym razem uderzenia reprezentanta Anglii zatrzymywały się na obrońcach The Blues.

Od 70. minuty niespodziewanie to Chelsea zaczęła narzucać rywalom swój styl gry. Manchester miał problemy z przedostaniem się pod pole karne londyńczyków, a gracze Aśrama Granta coraz śmielej atakowali. I jeden z takich ataków mógł przesądzić o losach spotkania. W 78. minucie walczący na całym boisku Didier Drogba huknął potężnie zza „szesnastki”, ale trafił w słupek.

Dziesięć minut później reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej znów stanął przed szansą, lecz jego strzał był tyleż mocny co niecelny. Przez ostatnie kilku minut zawodnicy obydwu drużyn czekali na gwizdek sędziego, który oznaczał dogrywkę.

Dogrywka też na remis

W 10. minucie dogrywki wymarzoną okazję do zdobycia bramki miał wprowadzony kilkanaście minut wcześniej Ryan Giggs. Lewym skrzydłem przedarł się Evra, minął obrońców i bramkarza Chelsea i wyłożył jak na tacy piłkę Walijczykowi. Ten długo się nie namyślając strzelił, jednak w ostatniej chwili zmierzającą do bramki kapitalnie zablokował John Terry. Chwilę potem szczęścia próbował Tevez, ale jego strzał pewnie złapał Cech.

W drugiej połowie dogrywki zarówno Chelsea jak i Manchester chciały zapewnić sobie zwycięstwo przed wielką niewiadomą, czyli serią rzutów karnych. Większe szanse miał ku temu Manchester, którego zawodnicy sprawiali wrażenie świeższych i mniej zmęczonych. Jednak zarówno Tevez jak i Ronaldo nie potrafili pokonać świetnie spisującego się w bramce The Blues Petra Cecha.

W 115. minucie czerwoną kartkę obejrzał Didier Droga, który wdał się w przepychankę z Carlosem Tevezem. W tej sytuacji nie popisał się również arbiter. Wydaje się, że żółta kartka byłaby całkowicie adekwatna do tej sytuacji. Grające z przewagą jednego zawodnika Czerwone Diabły rzuciły się do ataków, ale czasu by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść było już za mało. O wszystkim musiała zdecydować loteria – rzuty karne.

Noc Czerwonych Diabłów na Placu Czerwonym

A te były niezwykle dramatyczne. Po celnych strzałach Teveza, Ballacka, Carricka i Belletiego, do piłki podszedł ten, na którego fani Manchesteru liczyli najbardziej. Cristiano Ronaldo wziął rozbieg, zatrzymał się przed piłką i uderzył. Jednak Cech obronił i wydawało się, że puchar jest na wyciągnięcie ręki dla Chelsea. Gdy kibice londyńczyków szaleli z radości, przestrzelił ich ulubieniec – kapitan John Terry. Gdy chwilę później w słupek strzelił Anelka, stało się jasne, że ta moskiewska noc będzie należeć do piłkarzy Manchesteru United.

1:0 - Cristiano Ronaldo 26 min.

1:1 - Frank Lampard 44 min.

Karne:

Tevez 1:0
Ballack 1:1
Carrick 2:1
Belletti 2:2
Ronaldo nie strzelił
Lampart 2:3
Heargreaves 3:3
Cole 3:4
Nani 4:4
Terry nie strzelił
Anderson 5:4
Kalou 5:5
Giggs 6:5
Anelka nie strzelił

Manchester United: Edwin van der Sar - Wes Brown, Rio Ferdinand, Nemanja Vidic, Patrice Evra - Cristiano Ronaldo, Paul Scholes, Michael Carrick, Owen Hargreaves - Wayne Rooney, Carlos Tevez

Chelsea: Petr Cech - Michael Essien, John Terry, Ricardo Carvalho, Ashley Cole - Joe Cole, Michael Ballack, Claude Makelele, Frank Lampard, Florent Malouda - Didier Drogba

Posłuchaj relacji Wojciecha Łasickiego z redakcji sportowej RMF FM:

Jak informuje moskiewski korespondent RMF FM Przemysław Marzec, szacuje się, że fani angielskich zespołów wydali w rosyjskiej stolicy prawie 40 milionów funtów. Posłuchaj:

Straty po finale Ligi Mistrzów liczy londyńska policja. Mecz co prawda odbył się w Moskwie, ale złość po przegranej kibice Chelsea pokazali w brytyjskiej stolicy. Posłuchaj relacji brytyjskiego korespondenta RMF FM Bogdana Frymorgena: