Jeden z wrocławskich tramwajów nosi od dziś imię Dobrego Maharadży Nawanagaru. Ten indyjski arystokrata i dyplomata w czasie II wojny światowej uratował tysiące polskich dzieci, które udało się ewakuować po układzie Sikorski-Majski z terenu dawnego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.

Podczas uroczystości nadania imienia ambasador Indii w Polsce Nagma Mohamed Mallick nawiązała do deszczowej aury. W Indiach deszcz symbolizuje szczęście. To oznaka płodności i tego, że nadchodzą obfite zbiory na polach. Dlatego cieszę się, że dziś mamy taką aurę. To dobra wróżba dla tego tramwaju - mówiła Nagma Mohamed Mallick.

W uroczystości uczestniczyli także prezydent Wrocławia Jacek Sutryk i konsul honorowy Indii we Wrocławiu Kartikey Johri.

Maharadża - Jam Saheb Digvijaysinhji - w 1942 r. niedaleko swojej letniej rezydencji w Balachadi (w obecnym stanie Gudźarat), utworzył Polish Children Camp. Osiedle było przeznaczone dla polskich dzieci, którym udało się wydostać z terenu ZSRR razem z Armią Andersa.

Dzieci, które miały okazję mieszkać w osiedlu wspominają, że maharadża był bardzo otwarty, łagodny, zaangażowany w życie osiedla, oglądał przygotowywane przez dzieci spektakle i jasełka.

Oprócz osobistego wkładu finansowego maharadża nakłonił także Izbę Książąt Indyjskich, aby przyjęła na siebie dobrowolne zobowiązanie utrzymania 500 polskich dzieci do końca II wojny.

Wojenną zawieruchę w Balachadi i innych osiedlach przetrwało w Indiach ok. pięciu tysięcy polskich dzieci. Pod koniec wojny w Polish Children Camp zostało ok. 200 najmłodszych dzieci, których powrotu do Polski wkrótce zażądali komuniści. Aby je od tego uchronić dzieci zostały adoptowane przez maharadżę Jama Saheba, brytyjskiego oficera Jeffreya Clarka i księdza Franciszka Plutę.

Maharadża zmarł 3 lutego 1966 r. w Bombaju. Na warszawskiej Ochocie jest patronem skweru.