"Moja rodzina straciła wszystko, co miała - dobytek, ale i poczucie bezpieczeństwa" - pisze pani Karolina, proszą o pomoc dla swoich najbliższych. Ich dom w Kotuniu (woj. mazowieckie) spłonął 18 stycznia.
Pożar w drewnianym, jednorodzinnym domu w Kotuniu w powiecie siedleckim wybuchł 18 stycznia ok. 19:00.
Pierwsi z pomocą pobiegli sąsiedzi - relacjonuje w rozmowie z RMF24 mł. bryg. Paweł Kulicki, oficer prasowy siedleckiej PSP.
Dodaje, że kiedy na miejsce dojechali strażacy, drewniany dom stał już w ogniu.
W chwili wybuchu pożaru w budynku przebywało dwóch mężczyzn: jeden zdołał sam się z niego wydostać, drugiego wyciągnęli z płonącego domu strażacy ochotnicy. To oni udzielali mu pierwszej pomocy, aż do przyjazdu karetki pogotowia.
Jak mówi nam mł. bryg. Paweł Kulicki, gaszenie pożaru domu trwało około 4 godzin.
O pomoc dla swojej rodziny, która straciła dom w Kotuniu, apeluje pani Karolina.
"W wyniku pożaru moja rodzina straciła wszystko, co miała - dobytek, ale i poczucie bezpieczeństwa. Straty materialne są ogromne, a perspektywa remontu domu, do którego moja Rodzina się przeniosła, wydaje się być przytłaczająca. Dom ten jest w bardzo złym stanie i wymaga generalnego remontu, co pociągnie za sobą ogromne koszty, których nie udźwigniemy sami" - pisze.
I dodaje: "Każda złotówka ma dla nas ogromne znaczenie".
Każdy, kto chciałby wspomóc finansowo pogorzelców z Kotunia, może to zrobić <<< TUTAJ>>>