Koncern BP wstrzyma wypłatę dywidendy akcjonariuszom, by zapewnić sobie wystarczające środki na pokrycie kosztów usuwania szkód wycieku ropy naftowej w Zatoce Meksykańskiej - donosi dzisiejszy "Financial Times". Dywidenda zamiast do akcjonariuszy trafiłaby na specjalny rachunek, który zostanie odblokowany, gdy zostaną oszacowane szkody.

Na poniedziałek zarząd BP wyznaczył termin telekonferencji z głównymi udziałowcami dla omówienia opcji. Większość komentatorów sądzi, że udziałowcy będą musieli się pożegnać z dywidendą spodziewaną 27 lipca, choć BP, o ile nie będzie musiało, formalnie nie ogłosi decyzji przed czasem.

Na środę generalny dyrektor wykonawczy Tony Hayward oraz prezes Carl-Henric Svanberg zostali wezwani do Białego Domu. Hayward został wcześniej osobiście skrytykowany przez prezydenta Baracka Obamę, który oświadczył, że gdyby pracował dla niego, to by go dawno zwolnił. Wynik spotkania przesądzi o losie dywidendy.

BP wypłaca jedną z największych dywidend wśród wielkich spółek londyńskiej giełdy (ok. 12 proc. ogólnej puli dywidend). Jest największą spółką na London Stock Exchange, a posiadaczami jej udziałów są największe prywatne, brytyjskie fundusze emerytalne. Zablokowaniem wypłaty dywidendy zagroził BP prokurator generalny USA. Waszyngton chce również, aby BP wypłaciło pensje pracownikom innych koncernów naftowych, którzy stracili źródło dochodu na skutek wprowadzenia przez Obamę półrocznego moratorium na wiercenia na morzu.

BP sprzeciwia się temu żądaniu wysuniętemu przez Kena Salazara - amerykańskiego sekretarza ds. wewnętrznych argumentując, iż rachunek za szkody wzrósłby przez to astronomicznie, a w interesie gospodarki USA nie jest "pogrążenie" koncernu, który w 39 proc. jest własnością amerykańskich udziałowców. Wstrzymanie wypłaty dywidendy uderzy także w nich.

Koszty pokrycia akcji powstrzymania wycieku, usuwania szkód, roszczeń odszkodowawczych i kar oceniane są na 5-40 mld dolarów.