W danych na temat rezerwacji lotów w najbliższych dniach zauważalny jest wzrost liczby przylotów naszych rodaków do Polski. Mimo że nie jest to ani okres wakacyjny ani świąteczny, a ceny nie zawsze są korzystne, platforma rezerwacyjna eSky odnotowała większe zainteresowanie Polaków lotami do kraju – zwłaszcza z miejsc, gdzie mogą mieć problem z oddaniem głosu w wyborach.

Z analizy rezerwacji przeprowadzonej przez eSky wynika, że liczba trwających od 3 do 5 dni podróży, planowanych przez Polaków mieszkających za granicą w okresie wyborów, zauważalnie wzrosła. Poza niedzielnymi wyborami nie ma do tego żadnego powodu.

Rekord frekwencji wyborczej

Polacy mieszkający za granicą zadeklarowali chęć wzięcia udziału w wyborach na niespotykaną dotąd skalę, która niemal dwukrotnie przekroczyła liczbę zgłoszeń w poprzednich wyborach. Za granicą zarejestrowało się do oddania głosu ponad 608 tys. wyborców. 4 lata temu w zagranicznych komisjach oddano 314 tysięcy głosów.

Ponadprzeciętne zainteresowanie Polonii udziałem w wyborach przełożyło się na większe obciążenie organizowanych za granicą komisji wyborczych. W efekcie, mimo zwiększenia ich liczby, w aż 6 krajach w Europie wszystkie komisje już przy rejestrowaniu wyborców przez nadmierne obłożenie rekomendowały im wybranie innej komisji, także w sąsiednich krajach. Przeciążenie i rekomendacje wyboru innych lokali zgłaszały wszystkie komisje w Danii, Holandii, Irlandii, Szwajcarii, Szwecji, Luksemburgu i - poza jedną - także w Niemczech.

Wyborcy omijają niewydolny system

Zwiększenie liczby przylotów Polaków do kraju akurat na czas wyborów nakłada się na wady systemu głosowania za granicą. Rezerwacje dokonywane są głównie z miejsc, gdzie Polaków jest dużo, a komisji wyborczych albo nie ma, albo gdzie samo głosowanie będzie utrudnione przez długie kolejki.

Tak jest np. w Oslo, z którego przyleci najwięcej, bo prawie 20 proc. wszystkich Polaków wracających na wybory do kraju. Dobitnym wyjaśnieniem może być do dziś wisząca na stronie ambasady RP w Norwegii propozycja przepisania się do komisji poza Oslo.

Decyzja o tym, żeby zamiast mieszkając w Oslo z powodu kolejki głosować w komisji poza Oslo - po prostu wsiąść w samolot i wrócić do Polski, gdzie głosowanie będzie znacznie prostsze, była tym łatwiejsza, że ceny przelotów z tego miasta do Polski są obecnie dość przystępne - to ok. 330 złotych za przelot w obie strony. Nawet mniej, bo ok. 300 złotych trzeba zapłacić za loty z Goteborga i Sztokholmu w Szwecji.

Z Londynu i niderlandzkiego Eindhoven łącznie spodziewamy się nawet 31 proc. Polaków, którzy niedzielę wyborczą spędzą w Polsce - podsumowuje dane z 10 najpopularniejszych tras przelotów obejmujących 15 października rzecznik eSky Deniz Rymkiewicz.

O czynniku wpływającym na liczne przeloty z Londynu trudno spekulować, wybory wcale nie muszą być tym decydującym, choć i tam są kolejki, a cena przelotu w obie strony to ok. 300 złotych.

Holenderska soczewka

Niderlandzkie Eindhoven jest jednak przykładem szczególnym. Mimo że mieszka tam ok. 4,6 tys. Polaków, a w pobliskim Tilburgu - 7,6 tys., okręgowe komisje dla nich MSZ organizował w... Bredzie, ok. 60 km. od Eindhoven. Tam ulokowane były najpierw dwie komisje wyborcze, a tydzień temu powołano trzecią.

Mimo że w Bredzie mieszka tylko ok. 3 tys. Polaków - to do niej muszą dojechać Polacy z miast, gdzie jest ich kilkakrotnie więcej. Na dodatek część członków tej dodatkowej komisji w Bredzie stanowią... właśnie mieszkańcy Tilburga i Eindhoven. Po kilku dniach rejestracji wyborców zresztą wszystkie trzy komisje w Bredzie rekomendowały udanie się do innych lokali wyborczych, a ambasada Polski w Niderlandach sugerowała przejechanie 60 dodatkowych kilometrów do Antwerpii, już poza Niderlandami, w Belgii. Tyle że komisje w Antwerpii także zaczęły wtedy rekomendować głosowanie w innych komisjach...

Przelot z Eindhoven do Polski i z powrotem kosztuje ok. 630 złotych. Mimo to miasto zajmuje aż trzecie miejsce w zestawieniu wyborczych przelotów do kraju.

Opracowanie: