Silvio Berlusconi i minister spraw zagranicznych w jego rządzie oszukiwali Amerykanów co do rozmów z Aleksandrem Łukaszenką. Włoska prasa ujawnia za portalem WikiLeaks kulisy rozmów z białoruskim przywódcą z 2009 roku. Szef włoskiego rządu obiecał USA, że wraz z ministrem Frattinim poruszą kwestię praw człowieka. Jak wynika z tajnych dyplomatycznych depesz, zamiast tego Berlusconi obiecał odwiedzić Mińsk.

Kolejne poufne raporty amerykańskich dyplomatów, tym razem dotyczące ich zaniepokojenia relacjami szefa włoskiego rządu z białoruskim przywódcą, ujawnił we wtorek rzymski dziennik "La Repubblica", który wraz z tygodnikiem "L'Espresso" współpracuje z portalem publikując jego zasoby.

Po wizycie Łukaszenki w Rzymie w kwietniu 2009 roku, pierwszej od czasu nałożenia przez Zachód w 1995 roku sankcji na białoruskie władze, przedstawicielka ambasady Stanów Zjednoczonych w Wiecznym Mieście napisała do Departamentu Stanu w Waszyngtonie: "Ministerstwo Spraw Zagranicznych zapewniało nas, że minister Frattini poruszy kwestię stałego ucisku politycznego i braku postępu w reformach w dziedzinie społeczeństwa obywatelskiego oraz praw człowieka".

"Według naszych informacji jednak ani minister, ani premier nie wywarli żadnego nacisku na Łukaszenkę w kwestii praw człowieka. Berlusconi za to obiecał odwiedzić Mińsk" - donosiła ambasada USA z Rzymu. Włoska gazeta przypomina, że rzeczywiście doszło potem do wizyty premiera na Białorusi.

"Decyzja Berlusconiego o udzieleniu pomocy Łukaszence, by przerwać jego izolację, została podjęta bez konsultacji z Unią Europejską i Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Ministerstwo chciało doprowadzić do tego, by spotkanie przyniosło pozytywne rezultaty, by złagodzić polityczny ucisk na Białorusi, ale Łukaszenka wyszedł z niego, mając wrażenie, że jego postępowanie nie budzi już zaniepokojenia Unii Europejskiej" - oceniła ambasada USA.

"Ze swej strony Berlusconi podkreślił raz jeszcze, że woli uniknąć tarć w swych relacjach z zagranicznymi przywódcami; także jeśli pociąga to za sobą unikanie niewygodnej prawdy" - oceniła amerykańska dyplomacja.