Europa zbyt szybko uznała Łukaszenkę za partnera. To go wzmocniło i sprawiło, że czuje się rozgrzeszony - tak Anatolij Lebiedźka, lider białoruskiej opozycji komentuje nasilenie represji wobec nieuznawanego przez reżim Związku Polaków. Wczoraj milicja w Grodnie i Wołożynie zatrzymała kilkudziesięciu działaczy Związku, troje z nich dostało pięciodniowe areszty. Sam Lebiedźka był także zatrzymany i pobity na posterunku w Wołożynie.

Wpuszczenie dyktatora i jego ludzi na europejskie salony - to podstawowy błąd Zachodu - ocenia Lebiedźka. Według niego od kilkunastu miesięcy słabnie unijny kurs wobec Mińska, mimo, że sam reżim się nie zmienia. To sprawia - jak dodaje - że Łukaszenka poczuł swoją moc. Raz przyjeżdża do mnie Berlusconi, raz przyjmują mnie w Watykanie, a raz rozpędzę demonstrację i żadnej realnej, adekwatnej reakcji nie ma. Dlaczego w takim razie nie mogę zdecydować, kto będzie szefem Związku Polaków i do kogo będzie należeć własność tej organizacji  - mówi lider białoruskiej opozycji.

A jak ocenia piątkową wizytę szefa białoruskiego MSZ w Warszawie? Ten przyjazd miał być krokiem do normalizacji stosunków Zachodu z Białorusią. Wydaje mi się, że nie mogło dojść do żadnej męskiej rozmowy. A to dlatego, że w Polsce Martynow jest traktowany jako szef białoruskiej dyplomacji. Niestety. Martynow to tylko listonosz - tłumaczy Lebiedźka.

Jak dodaje białoruski opozycjonista - Martynow nie kształtuje żadnej polityki zagranicznej swego kraju. Jest jedynie przekaźnikiem twardej polityki jedynego szefa - batiuszki Łukaszenki.