"Najważniejsze, że udało się dostać do finału. Zmagania były wyjątkowo długie, było sporo zamieszania. Dobrze, że to już za mną, mogę teraz odpocząć i się zrelaksować" - mówiła po sobotnich zawodach tyczkarka Anna Rogowska. "W poniedziałek czeka nas zupełnie nowa zabawa i wszystko jest możliwe. Jestem na tyle doświadczona, że przeciwniczki mnie nie przerażają" - podkreśliła.

Rogowska pokonała poprzeczki zawieszone na wysokościach 4,40 i 4,50 w drugich próbach, a 4,55 - w pierwszej. Przed zawodami zakładałam inne wysokości - przyznała. Chciałam zacząć od 4,40, a potem 4,55 lub 4,60. Było widać na pierwszych wysokościach, jak ciężko się skacze, dlatego musiałam modyfikować plany - dodała.

31-letnia zawodniczka od początku spodziewała się wyższego poziomu kwalifikacji. Patrząc na statystyki zawodniczek sądziłam nawet, że minimum wyznaczone na 4,60 jest za niskie i więcej niż 12 z nas osiągnie tę wymaganą wysokość. Tymczasem pogoda zrobiła swoje - oceniła. Dodała, że ma nadzieję, że podczas poniedziałkowych zawodów nie będzie już tak silnych podmuchów wiatru jak w sobotę.

Anna Rogowska ma już w swoim dorobku medal olimpijski - osiem lat temu w Atenach sięgnęła po brąz (4,70). W 2008 roku w Pekinie uplasowała się na dziesiątej pozycji (4,45).