Szef SLD Grzegorz Napieralski zaapelował, by podczas planowanej na późny wieczór pod Pałacem Prezydenckim manifestacji nie doszło do użycia przemocy i agresji. "Bałbym się, gdyby dzisiaj doszło do rękoczynów i agresji. Jeżeli jest potrzeba organizowania się, żyjemy w wolnym kraju, można się organizować, ale mój apel, aby spotkanie było w wielkiej kulturze" - powiedział.

Przed Pałacem ma się odbyć demonstracja pt. "Akcja Krzyż". Niewykluczone, że w jej trakcie dojdzie do próby przeniesienia krzyża upamiętniającego ofiary katastrofy smoleńskiej.

Napieralski przypomniał wydarzenia z Krakowskiego Przedmieścia sprzed kilku dni. Jego zdaniem, reakcją na nie był "bunt u wielu ludzi w Polsce". Żyjemy w państwie, w którym Konstytucja gwarantuje wszystkim równe prawa - wierzącym i niewierzącym, ale okazuje się, że jedna grupa jest bardziej uprzywilejowana i może więcej - dodał polityk.

Według niego, sytuacja dojrzała, by zaraz po wakacjach odbyła się rzetelna publiczna debata o świeckości państwa, dokąd wiara, religia, uczucia religijne mogą funkcjonować, a gdzie dziś zaczyna się państwo, które powinno być dla wszystkich; państwo, które nie promuje i nie stawia na pozycji uprzywilejowanej żadnej religii, ani żadnego wyznania.

Lider Sojuszu powtórzył, że sprawa krzyża powinna być załatwiona bardzo szybko przez Kancelarię Prezydenta. Jak ocenił, krzyż powinien znaleźć się np. w Świątyni Opatrzności Bożej. Podkreślił, że sam jest za upamiętnieniem pary prezydenckiej, ale w sposób profesjonalny i godny. Niewielka tablica, która byłaby na miejscu, właśnie w Pałacu Prezydenckim, upamiętniająca Lecha Kaczyńskiego i jego małżonkę z godłem państwa polskiego, byłaby czymś, czego oczekują Polacy - powiedział.