MAK miał prawo upublicznić nagrania z kokpitu tupolewa, bo zgodziła się na to rosyjska prokuratura - uważa profesor, karnista Zbigniew Ćwiąkalski. Jednocześnie były minister sprawiedliwości zauważa, że konwencja chicagowska generalnie zakazuje publikacji rozmów zarejestrowanych na czarnych skrzynkach samolotów.

Zobacz również:

Rzeczywiście z jednej strony nie publikuje się nigdy rozmów z kokpitu, uznając, że może to być wrażliwe dla rodzin osób, które leciały samolotem. Ale z drugiej strony - przyznaje Zbigniew Ćwiąkalski - w tym przypadku była to sytuacja wyjątkowa, bo opinia publiczna domaga się ujawnienia prawdy. Profesor w rozmowie z reporterem RMF FM Romanem Osicą zaznacza, że to w zasadzie my pierwsi postąpiliśmy wbrew zwyczajowi, kiedy opublikowaliśmy zapis rozmów w postaci stenogramów.

Pierwsze ujawnienie taśm nastąpiło w Polsce za zgodą prokuratury polskiej, o czym nie była informowana prokuratura rosyjska ani rosyjska państwowa komisja badania wypadków lotniczych - tłumaczy.

Profesora nie dziwi więc, że Rosjanie nie pytali się naszej prokuratury o pozwolenie. Jak dodaje, z kolei zgoda rosyjskich śledczych zdecydowanie wystarcza, by MAK nie narażał się na odpowiedzialność karną publikując zapisy.

Okazuje się więc, że można różnie interpretować zapisy konwencji chicagowskiej - z jednej strony tłumaczyć w pewnym sensie jej złamanie dobrem opinii publicznej, a z drugiej - zasłaniać się jej zapisami, tłumacząc swoje racje. Co dziś uczynili Rosjanie.