Michał Niewiński odpadł w ćwierćfinale rywalizacji na 1500 m w short tracku w Pekinie. Miał jednak trochę powodów do radości. "Ten czas to rekord Polski pobity o dwie sekundy" - powiedział.

Niewiński zajął ostatnie, szóste miejsce w swoim biegu i uzyskał czas 2.12,852, a zwycięzca - reprezentant Węgier Shaolin Sandor Liu - pobił rekord olimpijski wynikiem 2.09,213

To był ciężki bieg, dużo mocnych, doświadczonych zawodników. Ale to już nie są moi idole, jak kiedyś, tylko rywale. Wiem, że są wśród nich mistrzowie świata, ale nie myślę już o tym w ten sposób i nie robi to na mnie takiego wrażenia. Myślę, że bieg rozgrywałem dobrze, tylko po prostu jeszcze mi trochę brakuje do tych rywali. Ale czas był zadowalający, bo to rekord Polski pobity o dwie sekundy. Nie zatrzymuję się na tym i czekam na więcej - zapowiedział.

Niewiński, który wystartował w Chinach także w sztafecie mieszanej (Polska zajęła 11. miejsce), nie ukrywał, że tym razem był jeszcze bardziej zdenerwowany.

Stres był większy niż przed czterema dniami, jak startowałem w sztafecie. Wtedy byłem z drużyną na lodzie i czułem, że jesteśmy razem i wspieramy się nawzajem. Teraz musiałem sobie z tym wszystkim sam poradzić. Wychodziłem na bieg z myślą, że będzie jak każdy inny, ale jednak stojąc na starcie, widząc wszędzie te rozłożone olimpijskie kółka, poczułem różnicę. Myślę, że sobie to ułożyłem w głowie. Emocje raczej nie wpłynęły na moją jazdę - ocenił.

18-letni panczenista zakończył już starty na igrzyskach, ale pozostanie w wiosce olimpijskiej do końca imprezy.

Będę kibicował reszcie zawodników, moim kolegom z drużyny oraz tym z innych dyscyplin. Będziemy oczywiście też trenować, bo przed nami mistrzostwa świata, a ja wystartuję też w mistrzostwach świata juniorów. W najbliższych dniach potrenujemy, pokibicujemy reszcie zawodników i nacieszymy się atmosferą igrzysk - powiedział.