Wydaje się, że czesko-portugalska konfrontacja na Stadionie Narodowym ma tylko jednego faworyta. Gwiazdy z Portugalii, pokrzepione pokonaniem Danii i Holandii, mają wielkie szanse na półfinał, ale kiedyś już było podobnie, a skończyło się dość niespodziewanie.

Euro 1996 w Anglii. To tam narodziła się czeska drużyna, pokolenie czeskich piłkarzy, które przez lata odnosiło sukcesy, choć przeważnie w klubowej piłce. Finał Euro Czesi przegrali wtedy po dogrywce, dzięki "złotej bramce" Olivera Bierhoffa. Po tamtym turnieju piłkarski świat usłyszał o Pavle Nedvedzie. Patrik Berger, Vladimir Smicer, Radoslav Latal, Karel Rada, Petr Kouba, Radek Bejbl - wszystkich poznaliśmy właśnie po angielskim turnieju.

Kogo nie wymieniłem? Tak, tak, Karel Poborsky. Po Euro trafił do Manchesteru United. To właśnie on dał Czechom półfinał. Zdobył jedyną bramkę w ćwierćfinale z Portugalią. Rywale atakowali, strzelali, ale to Karel Poborsky zdobył bramkę, która do dziś robi na mnie wielkie wrażenie. Przelobował uderzeniem z 16 metrów Victora Baię. Co to był za strzał, jaki inteligentny, sprytny. Wspaniały!

To była wielka Portugalia z Joao i Sa Pinto, Rui Costą, Paulo Sousą, Domingosem. Dziś jest podobnie, Portugalczycy to drużyna naszpikowana gwiazdami: "CR7", Nani, Pepe, itd. Z kolei Czesi mają jedynie kandydatów na gwiazdy i bohaterów jak Petr Jiracek, Vaclav Pilar czy Theodor Gebre Selassie.

Bardzo jestem ciekawy, czy po 16 latach historia się powtórzy. Byłoby całkiem fajnie. Może nawet na tą naszą porażkę z Czechami moglibyśmy spojrzeć choć troszkę inaczej.