"Spełniły się nasze świąteczne życzenia, choć do ich osiągnięcia droga nie była łatwa i prosta" – mówią zgodnie amerykańskiemu korespondentowi RMF FM Polacy od wielu już lat mieszkających w USA. Za oceanem znaleźli się z różnych powodów. Osiągnęli sukces, robią to, co lubią, bo nie przestali marzyć i ciężko pracować. Posłuchajcie ich historii.

To często zawrotne kariery, praca we własnych firmach. Kochają Polskę, polskie tradycje. I choć są tysiące kilometrów od kraju, wciąż chcą polskich świąt, rozmów z bliskimi czy pierogów na stole.

"Pierogi zawsze będą. Makowiec też"

Dziś mogę na pewno powiedzieć, że moje marzenia się spełniły - mówi naszemu amerykańskiemu korespondentowi Pawłowi Żuchowskiemu Kinga Malisz wiceprezes domu mody Halston na nowojorskim Manhattanie. Polka pracowała z najbardziej znanymi projektantami mody na świecie: Jansonem Wu, Alexandrem McQueenem czy Oscarem de la Rentą. 

A wszystko zaczęło się od tego, że kiedyś jako mała dziewczynka wzięła do rąk "Burdę" i postanowiła, że osiągnie sukces w świecie mody. Marzenia pozostały z nią przez całą podstawówkę i szkołę średnią.

Już jako studentka w Londynie dorabiała, by stać było ją na studia. Któregoś roku właśnie dlatego, że pracowałam, nie mogłam polecieć na Boże Narodzenie do Polski. Za dodatkowe wynagrodzenie zgodziłam się, że będę pracować w Wigilię i pierwszy dzień świąt - opowiada naszemu amerykańskiemu korespondentowi Pawłowi Żuchowskiemu.

"Skoro ty zostajesz w Londynie, to ja przyjeżdżam do Londynu" - powiedziała mi wówczas mama - opowiada Kinga Malisz. I tak wspólnie spędziły święta razem. 

Mama przyjechała z całą walizką pierogów, kiełbas, bigosu. Siedziałyśmy przy stole w moim akademiku i byłyśmy tylko we dwie. Ale były to bardzo fajne święta. Spędziłyśmy razem czas w Londynie. Święta przyjechały wówczas do mnie. To był pierwsza raz w całym moim życiu, kiedy nie spędziłam świąt w swoim rodzinnym domu. To był dla mnie duży szok, ale dzięki Bogu przyjechała do mnie moja mama i byłyśmy razem - wspomina.

Od tego czasu wiele się zmieniło. Kinga Malisz pracuje na nowojorskim Manhattanie, jest wiceprezesem domu mody Halston. Zrobiła zawrotną karierę. Podtrzymuje polskie tradycje, swoich amerykańskich przyjaciół przekonuje do pierogów i polskich tradycji.

Pierogi robię sama. Z kapustą i grzybami. Pierogi zawsze będą. Makowiec też zawsze - mój ulubiony. Sałatka warzywna, śledź. Karp raczej nie, bo tutaj trudno o karpia - dodaje. 

Na święta do Polski nie wrócił, bo ogłoszono stan wojenny

O wielkich rzeczach marzył też Piotr Chmieliński, dziś szef dużej firmy na przedmieściach Waszyngtonu. Realizuje projekty także dla amerykańskiej administracji. 

W 1979 roku wraz z kolegami z AGH w Krakowie wyruszyli pokonać kajakami Kanion Colca w Peru. Ich wyczyn opisywały największe światowe gazety. Piotr znalazł się w Księdze Rekordów Guinnessa. 

Pierwsze święta poza domem pamięta do dziś. Nie mógł wrócić do Polski, bo po ogłoszeniu stanu wojennego z kolegami zorganizował w Peru protest przeciwko komunistycznym władzom. Zamieszkał w USA. O Polsce ani świątecznych tradycjach nie zapomniał. 

W Boże Narodzenie w jego domu pamięta się o polskich zwyczajach i tradycjach. W pamięci Piotr ma też pierwszą Wigilię z dala od kraju.

Piotr Chmieliński dziś pomaga innym, którzy chcą coś osiągnąć. Wspiera podróżników, śmiałków, którzy chcą zrobić coś, czego jeszcze innym się nie udało. 

Nie zapomnij o tym, że nie osiągnąłbyś nic, gdyby nie pomoc innych. Postaraj się pomóc innym, aby też oni swoje marzenia zrealizowali - to zasada, którą kieruje się Piotr. Chce oddać to, co dostał od innych. 

W tym roku przy wigilijnym stole życzyć będzie sobie i bliskim pokoju na świecie, pokoju na Ukrainie. Trzyma kciuki za Ukrainę i Ukraińców. 

Dla płk. Romualda Lipińskiego to już 97. Boże Narodzenie

Dla pułkownika Romualda Lipińskiego naszego bohatera spod Monte Cassino to już 97. Boże Narodzenie. Święta spędzał w różnych miejscach. W rodzinnym domu, na froncie czy emigracji. Zawsze starał się jednak podtrzymywać polskie tradycje. Do dziś pamięta słowa polskich kolęd, a na stole zawsze są polskie potrawy. Uwielbia pierogi i kapustę z grzybami. 

Miał kilkanaście lat, gdy musiał wyjechać z Polski. Walczył pod Monte Cassino, a po wojnie walczył o wykształcenie. Wiedział, że bez edukacji niczego nie osiągnie. Piął się po szczeblach kariery. Postawił na pracę w instytucjach federalnych. Trafił do Atomic Energy Commission, cywilnej agencji powołanej przez prezydenta Harry'ego Trumana w celu kontrolowania, rozwoju i produkcji broni nuklearnej oraz badań nad pokojowym wykorzystaniem energii atomu.

Pułkownik Romuald Lipiński jeszcze w zeszłym roku jeździł samochodem, każdego dnia gimnastykuje się, chętnie spotyka się z uczniami lokalnych szkół i opowiada o wojennych czasach. Jest niezwykle szanowaną postacią wśród waszyngtońskiej Polonii.

Tu jest Polska, tu jest Polak, tu się słucha polskiej muzyki

Ludzie emigrują z różnych powodów. Grzegorz Gryźlak wyjechał do USA na wakacje. Wiedział, że po powrocie do kraju zacznie zamykać swoje sprawy i wróci do Nowego Jorku na dłużej. Liczył na swój amerykański sen. 

Na ulicach Manhattanu zobaczył słynne food trucki. Byłem zdziwiony, że wśród tylu pojazdów, z których serwuje się dania z różnych stron świata, nie ma ani jednego z polskim jedzeniem - opowiada Pawłowi Żuchowskiemu. To wówczas pomyślał o tym, by kupić samochód, z którego będzie mógł serwować pierogi i polską kiełbasę. Początki nie były łatwe.

U mnie jest najważniejsza Polska. Chcę przekazać innym ludziom naszą kulturę, naszą tradycję - mówi Grzegorz Gryźlak. Swoich klientów stara się uczyć kilku polskich słów. Pilnych uczniów nagradza darmowymi pierogami. Tu jest Polska, tu jest Polak, tu się słucha polskiej muzyki - mówi z uśmiechem.

Grzegorz Gryźlak każdego dnia ze swoją polską kuchnią na kółkach pojawia się w różnych częściach Manhattanu. Słuchaczom życzy dużo zdrowia, świetnych, tradycyjnych, rodzinnych świąt. Życzy też lepszego 2023 roku.