Mimo decyzji marszałka Sejmu Szymona Hołowni o wygaszeniu mandatów poselskich Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, obaj byli ministrowie rządu Prawa i Sprawiedliwości pojawili się w czwartek na posiedzeniu sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych.

Na posiedzeniu sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych przedstawiciel biura marszałka Sejmu Szymona Hołowni próbował wręczyć Mariuszowi Kamińskiemu i Maciejowi Wąsikowi pisma o wygaszeniu ich mandatów poselskich. Politycy PiS nie chcieli ich przyjąć, tłumacząc to tym, że zgodnie z przepisami prawa pismo powinno zostać wysłane pocztą, a oni go jeszcze nie dostali

Przewodnicząca Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych Maria Małgorzata Janyska stwierdziła, że byli ministrowie nie są już posłami i wyłączyła im mikrofony. W efekcie obaj wyszli z sali obrad.

Ja mandat poselski uzyskałem nie z łaski pana Hołowni, ale z woli 44 tys. moich wyborców. Jestem posłem i wszystkie działania podejmowane tutaj są nielegalne. To, co zrobił człowiek, który przedstawił się jako dyrektor gabinetu marszałka (Sejmu - przyp. red.) ingerując w posiedzenie komisji, wcześniej zapraszając nas... Jesteśmy na liście, bierzemy udział w głosowaniach, wszystkie te działania są nielegalne - powiedział Mariusz Kamiński po wyjściu z posiedzenia, zapytany przez dziennikarzy TVN24 o zaistniałą sytuację.

Zaznaczył, że wie, iż marszałek Szymon Hołownia podjął decyzję o wygaszeniu im mandatów. Uważam, że jest to decyzja nielegalna i będę się odwoływał. Wiem, że wysłano nam z kancelarii Sejmu pismo listem poleconym, które do tej pory nie dotarło. Jestem w domu i nikt mi tego pisma nie przyniósł - powiedział.

Maciej Wąsik podkreślił, że nic nie zostało im dostarczone. Jakiś człowiek podczas komisji podszedł i zaczął machać jakimś kwitem. Nic nam nie dostarczono. To jest jakaś szopka. Nigdy nie widziałem tego typu sytuacji, żeby jakiś urzędnik sejmowy, w czasie przemówienia ministra spraw wewnętrznych i administracji przedstawiającego budżet, wchodzi i przeszkadza posłom wykonywać swoje obowiązki. To jest skandal, to jest ustawka - ocenił.

Mariusz Kamiński zapowiada "działanie do końca"

Mariusz Kamiński stwierdził, że "to są sprawy bardzo poważne i bardzo formalne". Oczekuję, że żadne procedury nie będą łamane. Oczekuję, że nie będzie mnie nagabywał człowiek, którego pierwszy raz w życiu widzę i wciskał mi jakieś pisma, w sytuacji kiedy jest droga formalna - powiedział, dodając: Ja się nie ukrywam, nie unikam niczego.

Czekam, aż zgodnie z procedurami otrzymam na adres mojego zamieszkania pismo. Codziennie jestem w domu, codziennie sprawdzam skrzynkę na listy i do tej pory takie pismo do mnie nie trafiło. Obowiązkiem pana Hołowni jest to, że jeżeli podjął jakąś decyzję, zgodnie z przepisami prawa ta decyzja ma zostać mi dostarczona - przekazał.

Zaznaczył, że na posiedzenie komisji zaprosiła go dzisiaj Kancelaria Sejmu, indywidualnie na jego telefon. Dzisiaj dostałem to zaproszenie jako poseł i słusznie, bo mój mandat nie wygasł. Jest pewna procedura, której należy przestrzegać. I pan Hołownia ma przestrzegać procedur i prawa - dodał.

Były szef MSWiA podkreślił, że jeśli pismo do nich dotrze, to będą się od tej decyzji odwoływać do Sądu Najwyższego. Niezależnie od tego, jak potoczą się moje losy, będę działał publicznie do końca, również z więzienia. Jestem zdeterminowany walczyć o państwo polskie, o przyzwoitość w życiu publicznym. To nie może być tak, żeby ludzie, którzy walczyli z korupcją, idą do więzienia. To jest symbol tych czasów, z którym nigdy się nie pogodzę i będę walczył do końca - zaznaczył.

Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik na razie nie trafią do więzienia

Były szef CBA i MSWiA Mariusz Kamiński oraz jego były zastępca Maciej Wąsik zostali skazani na dwa lata pozbawienia wolności w związku z tzw. aferą gruntową. Tydzień temu - 21 grudnia - marszałek Sejmu wygasił ich mandaty poselskie. To, że politycy dotąd nie odebrali postanowienia Szymona Hołowni, oznacza choćby wstrzymanie publikacji postanowienia marszałka Sejmu w Monitorze Polskim.

Szymon Hołownia, choć uważa, że obaj politycy stracili mandaty w momencie prawomocnego skazania, to nie wyłączył ich kart poselskich, nie uniemożliwił głosowań.

Ta zwłoka może mieć pośrednio także wpływ na osadzenie obu polityków w więzieniuIch adwokat - powołując się na prezydenckie ułaskawienie - chce umorzenia postępowania wykonawczego, czyli procedury skierowania ich do więzienia, lub ewentualnie odmowę wszczęcia tego postępowania do czasu publikacji w Monitorze Polskim ostatecznej decyzji, że nie są już posłami.

Z tego powodu sędzia na razie wystąpiła do marszałka Sejmu Szymona Hołowni o odpis postanowienia o wygaszeniu mandatów, informację, czy skazanym doręczono te dokumenty oraz czy i kiedy złożono odwołania do Sądu Najwyższego. Niewykluczone więc, że wysłanie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika do więzienia będzie uzależnione od tego, czy i kiedy Sąd Najwyższy potwierdzi wygaszenie ich mandatów.

Dziesięcioletnia historia sprawy byłych szefów CBA

W marcu 2015 roku Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście skazał w I instancji byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika na 3 lata więzienia m.in. za przekroczenie uprawnień i nielegalne działania operacyjne CBA podczas "afery gruntowej" w 2007 roku. Na kary po 2,5 roku skazano dwóch innych byłych członków kierownictwa CBA. Mariusz Kamiński oceniał wtedy, że wyrok "godzi w elementarne poczucie sprawiedliwości, jest kuriozalny, rażąco niesprawiedliwy i niezrozumiały".

Sprawa wróciła na wokandę po ponad ośmiu latach w związku z czerwcowym orzeczeniem Sądu Najwyższego. Na początku czerwca SN w Izbie Karnej uchylił umorzenie sprawy byłych szefów CBA dokonane jeszcze w marcu 2016 roku przez Sąd Okręgowy w Warszawie w związku z zastosowanym przez prezydenta Andrzeja Dudę prawem łaski wobec nieprawomocnie skazanych byłych szefów CBA i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.

W środę 20 grudnia Sąd Okręgowy w Warszawie, orzekając w II instancji, wymierzył prawomocnie kary po dwa lata więzienia dla Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika oraz po roku więzienia dla dwóch pozostałych byłych szefów CBA za działania operacyjne podczas "afery gruntowej".