Z nowym rokiem, nowym krokiem! Ponad sześć milionów uczniów rozpoczyna dziś nowy rok szkolny. Pierwszy raz do tej grupy dołączą sześciolatki. To jednak nie jedyna nowość, jaką polskim uczniom przygotowało Ministerstwo Edukacji Narodowej. Niestety nie wszystkie propozycje MENu są trafione.

Rewolucja czeka przede wszystkim najmłodszych. Od tego roku obowiązuje nowa podstawa programowa. Zmiany najbardziej odczują siedmiolatki, bo programy pierwszych klas przystosowano do możliwości sześciolatków, które zgodnie z zamysłem Ministerstwa Edukacji miały masowo iść do szkoły.

Reforma nie wypaliła, ale zmian nie dało się już cofnąć. Efekt jest taki, że siedmiolatki czeka teraz powtórka z zerówki. Wzbudza to powszechny sprzeciw rodziców, bo ich umiące już czytać i pisać dzieci, zamiast się w szkole rozwijać, będą rysować... szlaczki.

Takie argumenty nie docierają jednak do minister Katarzyny Hall, która zdaje się mówić "nie ma róży bez kolców". Według szefowej resortu edukacji nową podstawę programową trzeba było wprowadzić bezzwłocznie.

Na plus resortowi z pewnością trzeba zaliczyć chęć wprowadzania zmian, zapał do pracy i szereg konsultacji społecznych, które w tej sprawie prowadzono od wielu miesięcy.

Problem w tym, że - jak to bywa z polskimi politykami - najpierw się zapowiada i obiecuje, a później owe obietnice zderza z rzeczywistością. Teraz zderzenie może być bolesne, bo polska szkoła za nowościami może po prostu nie nadążyć.

Przykład? W planie lekcji pojawi się nowy przedmiot: edukacja artystyczna i techniczna. Nauczyciele, prowadząc takie lekcje, mają się kierować zainteresowaniami uczniów, czyli na przykład zorganizować zajęcia z projektowania biżuterii.

Ciekawsze będą też lekcje WFu. Oprócz standartowej siatkówki uczniowie będą mogli trenować capoeirę, taniec nowoczesny albo gimnastykę artystyczną. Pytanie, które szkoły na takie zajęcia będzie stać.