Niezachowanie ostrożności przez pracowników lub samoczynna inicjacja iskry – to dwie wersje brane pod uwagę przez śledczych, którzy rozpoczęli śledztwo w sprawie wczorajszego wybuchu w zakładach prochu w Mąkolnie na Dolnym Śląsku. Pod gruzami zawalonego budynku zginęły dwie osoby. "Nie mamy dowodów, by ktoś celowo doprowadził do eksplozji, a te prawdopodobnie były dwie w krótkim czasie" – mówi Mariusz Pindera, naczelnik wydziału śledczego prokuratury okręgowej w Świdnicy.

Do eksplozji doszło w części, w której zagrożenie wybuchem jest największe - usłyszał nasz reporter Bartłomiej Paulus od pracowników zakładu. W tym pomieszczeniu proch to już niemal gotowy produkt.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że tragedia wydarzyła się w czasie przerwy śniadaniowej. Na tym etapie produkcji, w tym pomieszczeniu pracują zazwyczaj cztery osoby. Dwie były na przerwie. Jak udało nam się ustalić, pracownicy, którzy zginęli, pracowali w zakładzie od niespełna roku. Byli oczywiście przeszkoleni.

Mariusz Pindera, naczelnik wydziału śledczego prokuratury okręgowej w Świdnicy mówi o dwóch eksplozjach. Do pierwszej doszło w budynku, w którym kruszono proch. Potem była druga eksplozja w przybudówce. Zniszczeniu nie uległa druga przybudówka, w której była zgromadzona znaczna ilość prochu. 

Tak wynika z relacji świadków. Przeglądałem też film z kamery przemysłowej, który wskazuje na to, że najpierw był wybuch z kulą ognia, a potem wybuch, który rozsadził budynek - mówi prokurator Pindera i dodaje, że oględziny miejsca katastrofy prowadzone będą dziś i jutro. Na wtorek zaplanowano sekcję zwłok dwóch ofiar. Śledczy zlecą między innymi badania na obecność alkoholu.

Jak dodał, na obecnym etapie śledztwa prokuratura przyjmuje dwie wersje przyczyn katastrofy. Zdaniem śledczych doszło do nieszczęśliwego wypadku. Nic nie wskazuje na to, by ktoś celowo doprowadził do eksplozji - mówi prokurator Pindera. 

Był to wybuch prochu, a eksplozja miała miejsce w budynku, gdzie jest on produkowany. Prokurator zakłada, że wybuch nastąpił wskutek nieumyślnego działania człowieka - w chwili zdarzenia w budynku znajdowały się dwie osoby - lub była to samoistna eksplozja - powiedział.

W wyniku wybuchu, a następnie zawalenia się jednego z budynków fabryki prochu strzelniczego w Mąkolnie na Dolnym Śląsku, zginęły dwie osoby. Obrażenia odniosło 15 osób. Cztery trafiły do szpitala. Poszkodowani opuścili już lecznicę. Ranni to pracownicy zakładu oraz osoby postronne.

Parterowy budynek, który całkowicie się zawalił, miał wymiary 15 na 20 metrów. To jeden z kilku, w których znajdują się zakłady produkujące proch strzelniczy.

W położonej niedaleko Złotego Stoku wsi Mąkolno produkowano proch strzelniczy już pod koniec XVII wieku. Dziś fabryka, w której produkowany jest proch, nosi nazwę Zakład Tworzyw i Farb. Bezpośrednim właścicielem fabryki jest spółka Prochemist, która działa w ramach Grupy Złoty Stok.

Proch strzelniczy, który jest wykorzystywany przez miłośników starej broni palnej. Według szacunków w Polsce może być nawet 200 tys. sztuk broni czarnoprochowej. Może być ona wykorzystywana wyłącznie na strzelnicy, ale także w trakcie np. rekonstrukcji historycznych bitew czy pokazów historycznej broni strzeleckiej. Fabryka w Mąkolnie eksportuje proch m.in. do Niemiec, Turcji i USA. 

(j.)