Pechowy dla Roberta Kubicy okazał się 11. odcinek specjalny Rajdu Azorów. Auto polskiej załogi dachowało, kierowca i pilot nie odnieśli na szczęście obrażeń i z kilkuminutową stratą dojechali do mety tej próby. Mimo sporych problemów, Kubica dotarł także do mety całego, drugiego etapu rajdu, za którą znajduje się strefa serwisowa.

Do wypadku doszło na początku odcinka. Na bardzo śliskiej nawierzchni, na prawym łuku Citroen polskiego kierowcy zawadził lewym tyłem o skarpę, odbił się od niej i przeleciał na dach. Na szczęście auto obróciło się jeszcze i stanęło na kołach.

Załoga wysiadła z samochodu, żeby ocenić szkody, ale siedzący na prawym fotelu Maciej Baran musiał wysiadać przez drzwi kierowcy. Cały prawy bok auta był mocno zgnieciony, a drzwi zablokowały się. Po krótkiej naradzie Kubica wsiadł za kierownicę i ruszył w stronę mety. Nie panował jednak do końca nad samochodem. Przednie zawieszenie było mocno uszkodzone i w efekcie stracił do najlepszych ponad cztery minuty.

Sam kierowca, opowiadając o tym, co się wydarzyło, nie ukrywał zdenerwowania i rozczarowania. Nie wiem jak to się stało. A właściwie wiem - tył uciekł na prawym zakręcie, wjechaliśmy na skarpę, która była coraz wyższa. Auto przewróciło się na bok, rolowaliśmy dwa razy, ale stanęliśmy na kołach. Mechanicznie auto jest w porządku, co dalej zobaczymy - powiedział na mecie.

Wcześniej Kubica wygrał pierwszy i drugi popołudniowy piątkowy OS, a na trzecim minimalnie przegrał z Czechem Janem Kopecky'm, który po drugim dniu rajdu jest liderem. Wyprzedza o 13,1 s Irlandczyka Craiga Breena i o 33,9 Portugalczyka Bruno Magalhaesa. Kubica jest dziewiąty, ze stratą 6.10,4, bowiem do jego czasu doliczono jeszcze minutę kary za spóźnienia na punkt kontroli czasu.