W tej chwili sytuacja wydaje się być opanowana, jednak tylko ulewny deszcz uspokoi tlące się pogorzelisko.

W akcji gaszenia ognia na połoninie Rozsypańca, należącej do Bieszczadzkiego Parku Narodowego brało udział ponad sto osób. Strażacy, GOPR i pracownicy Parku w trudnych, górskich warunkach usiłowało walczyć z żywiołem. Akcję utrudniał wiejący silny wiatr i dokuczliwe zimno.

Dyżurujący non stop strażnicy zdają sobie sprawę, że w każdej chwili może pojawić się znowu ogień. Strat nie da się oszacować w liczbach - mówi dyrektor BPN Wojomir Wojciechowski. Spłonął ekosystem liczący sobie kilkadziesiąt lat. Aby go odbudować, trzeba dziesięcioleci. Spłonęły unikatowe gatunki roślin alpejskich i karpackich, przed ogniem nie zdołało uciec wiele bezkręgowców, spłonęło wiele ptasich gniazd.

Przyczyną pożaru, najprawdopodobniej znów była ludzka bezmyślność. Ogień zaprószony został w okolicach ścieżki turystycznej - wystarczyło, by ktoś podziwiając widoki niedokładnie zgasił niedopałek papierosa. Tymczasem w dalszym ciągu płoną połoniny po ukraińskiej stronie.