Sędzia koroner Heather Hallett, która prowadziła dochodzenie w sprawie okoliczności śmierci 52 osób w zamachach terrorystycznych w Londynie 7 lipca 2005 r. orzekła, że wszyscy zabici są ofiarami "bezprawnej przemocy". Do zamachów doszło w metrze i autobusie.

Hallett uznała, że "żadna organizacja, ani nikt indywidualnie, nie jest winien zaniedbań", które spowodowały ich śmierć, bądź powiększyły skalę tragedii. Przed dochodzeniem twierdzono, że sprawcy zamachów byli znani brytyjskiemu kontrwywiadowi, który mógł zapobiec zamachom. Sędzia nie znalazła dowodów na poparcie tych twierdzeń.

Sędzia ogłosi serię zaleceń, będących wnioskami z akcji ratunkowej, uwypuklając działania, które można usprawnić. Przedstawi też serię rekomendacji dla policji i wywiadu, które odnoszą się m. in. do współdziałania, wymiany informacji i gromadzenia danych.

W trakcie pięciomiesięcznego dochodzenia przesłuchano 309 świadków i zbadano ponad tysiąc różnych dowodów w sprawie. Wynikiem dochodzenia jest zrekonstruowanie mikroskopijnego obrazu wydarzeń.

Wśród ofiar były trzy Polki: 23-letnia Monika Suchocka, 29-letnia Karolina Glueck oraz 43-letnia Anna Brandt. Trzech innych Polaków było w grupie 700 osób lekko rannych.

Czwórka terrorystów-samobójców to 30-letni Mohammad Sidique Khan i pochodzący z Jamajki 19-latek Jermaine Lindsay, a także 18-letni Hasib Hussain i 22-letni Shehzad Tanweer. Ostatni z nich zdetonował ładunek na stacji King's Cross, gdzie zginęło najwięcej ludzi - 26.

Trzej zamachowcy przyjaźnili się ze sobą i mieszkali w Leeds. Czwarty pochodził z Luton.