​Prokuratura Generalna Federacji Rosyjskiej wznowiła dochodzenie w sprawie śmierci grupy turystycznej na Przełęczy Diatłowa w górach Uralu w lutym 1959 roku. Śledczy w marcu mają zamiar wyruszyć w rejon przełęczy razem ze specjalistami. Przez lata wokół śmierci grupy narosło wiele teorii, w tym mówiące o rytualnym mordzie czy testach rakietowych i zatuszowaniu sprawy przez rosyjskie władze.

Obecnie istnieje 75 wersji przyczyn śmierci turystów na północnym Uralu, prokuratura sprawdzi trzy z nich. Wszystkie dotyczą zjawisk naturalnych. Śledczy wykluczyli, że mogło dojść tam do przestępstwa - zapewnił Aleksander Kurennoj, przedstawiciel rosyjskiej prokuratury.

Według niej, prawdopodobnie przyczyną tragedii była lawina lub huragan. Wiatr jest niezwykle silny na tym obszarze, przedstawiciele rdzennej ludności są tego świadomi - powiedział Kurennoj.

W marcu śledczy polecą na Przełęcz Diatłowa. Ustalą dokładną lokalizację namiotu grupy turystycznej, zbadają zbocze góry, głębokość śniegu i inne szczegóły.

Kurennoj odniósł się także do odkrycia pasjonatów zajmujących się sprawą tragedii sprzed 60 lat. W sobotę ogłosili oni, że dotarli do notatki, którą ówczesny prokurator Wasilij Tempalow wysłał 15 lutego swojemu asystentowi, że zamierza zbadać sprawę śmierci turystów. Aktywiści wskazywali, że namiot grupy znaleziono dopiero 26 lutego, a wszystkich ciał poszukiwano do maja. Skąd Tempalow wiedział, że turyści nie żyją?

Z notatki wynika, że zwłoki znaleziono przed oficjalnymi poszukiwaniami, a sprawa została wszczęta w celu "zalegalizowania" znalezionych ciał - komentował Oleg Archipow, pisarz i jeden z bohaterów ostatniej konferencji poświęconej śmierci grupy Diatłowa.

Biuro prokuratury rejonowej sprawdziło to i ustalono, że ówczesny prokurator po prostu popełnił błąd z datą - wytłumaczył Kurennoj.

Grupa studenta piątego roku Wydziału Radiotechnicznego uniwersytetu w Swierdłowsku Igora Diatłowa wyruszyła 23 stycznia 1959 roku. Początkowo liczyła dziesięć osób, jednak po kilku dniach jeden ze studentów źle się poczuł i zawrócił. Pozostałej dziewiątki nikt już nie widział żywych. Według śledczych, zmarli w nocy z 1 na 2 lutego.

Namiot grupy - rozcięty nożem - odnaleziono 26 lutego na przełęczy, dzisiaj nazywanej Przełęczą Diatłowa. Poszukiwania ciał trwały do maja.

Uwagę ratowników zwróciły dość niezwykłe obrażenia uczestników wyprawy. Jedna ze studentek miała połamane żebra i przebite serce. Dwie osoby miały pęknięte czaszki, a jedna poważne oparzenia. Jedne zwłoki były pozbawione oczu i języka, a według świadków niektóre osoby miały "dziwnie ceglasty" kolor skóry i zaschniętą pianę wokół ust.

Niektórzy studenci byli także częściowo rozebrani.

Przez lata powstało wiele teorii dotyczących okoliczności śmierci grupy Diatłowa. Twierdzono, że mogli zginąć w wyniku lawiny, inni twierdzili, że zostali rytualnie zabici przez członków ludu Mansów. Były także szalone teorie zarzucające winę kosmitom lub rosyjskiemu Yeti. 

Amatorscy badacze skłaniali się także ku wersji, że grupa Diatłowa zginęła na skutek testów rakietowych prowadzonych w tym obszarze, a sprawa została zatuszowana przez władze.