Syryjscy dysydenci mieszkający w USA zaapelowali do władz w Waszyngtonie, by wywarły presję na prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Opozycjoniści liczą, że Amerykanie skłonią Asada do ustąpienia ze stanowiska. Pragną także nowych sankcji przeciwko reżimowi. Z przedstawicielami syryjsko-amerykańskiej społeczności spotkała się amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton.

Brutalne dławienie protestów opozycyjnych demonstrantów znacznie się w Syrii nasiliło. Co najmniej 24 osoby zostały zabite w pierwszym dniu świętego miesiąca muzułmanów, ramadanu. Według organizacji Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka z siedzibą w Londynie w całej Syrii w poniedziałek aresztowano ponad 150 osób.

Społeczność międzynarodowa potępiła niedzielny atak sił zbrojnych Syrii na miasto Hama. Według syryjskich obrońców praw człowieka, w Hamie zabito około 100 osób.

USA co prawda nałożyły już sankcje na prezydenta Baszara el-Asada i innych przedstawicieli władz w Damaszku, lecz, zdaniem obserwatorów, sankcje te mają wymiar symboliczny i zostały wprowadzone zbyt późno.

Jeden z dysydentów syryjskich w USA powiedział, że Rada Bezpieczeństwa ONZ powinna wprowadzić nowe sankcje wobec syryjskiego reżimu, i dodał, że "zbrodnie przeciwko ludzkości, które popełniono w Syrii, powinny być sądzone przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym".