Piloci airbusa francuskich linii Air France, który w czerwcu 2009 r. spadł do Atlantyku, przez mniej niż minutę widzieli na urządzeniach dwie różne prędkości. W kabinie nie było także kapitana, gdy maszyna zaczęła spadać - podali francuscy śledczy. Maszyna runęła z wysokości 11,5 km i spadała 3,5 minuty.

Urząd bezpieczeństwa lotnictwa cywilnego (BEA) przekazał wstępne ustalenia po odczytaniu czarnych skrzynek samolotu, wyłowionych na początku maja.

Według BEA, piloci przez mniej niż minutę widzieli na urządzeniach dwa różne wskazania prędkości - jedno sugerowało gwałtowną utratę prędkości. Urządzenia zaczęły działać nieprawidłowo ok. 2,5 godziny po starcie, krótko po tym, jak dowódca załogi na chwilę opuścił kabinę. Na minutę przed katastrofą najmłodszy z pilotów przekazał stery starszemu rangą koledze - wynika z zapisów czarnych skrzynek.

Na osiem minut przed końcem zapisów czarnych skrzynek jeden z pilotów ostrzegł załogę, że maszyna znajdzie się w strefie silnych turbulencji.

BEA zastrzega, że jest zbyt wcześnie, by podać przyczyny katastrofy. Pełny raport ma zostać opublikowany latem.

Koncern Airbus wydał oświadczenie, w którym napisał, że wstępne informacje ujawnione przez francuskich śledczych stanowią "ważny krok" do ustalenia przyczyn katastrofy sprzed niemal dwóch lat.

Lecący z Rio de Janeiro do Paryża Airbus 330 towarzystwa Air France runął do oceanu nad ranem 1 czerwca 2009 roku. Nie ocalał nikt spośród 228 pasażerów i członków załogi.