"Koncern energetyczny E.ON wyobraża sobie naprawę linii Nord Stream 1" - taki komentarz rzecznika grupy przekazał niemiecki dziennik "Rheinische Post". Gazociąg stanowił główne źródło zaopatrzenia Niemiec w rosyjski gaz, a po sabotażu z końca września przesył ta magistralą całkowicie ustał.

"Naprawa linii Nord Stream 1 wymagałaby wyjaśnienia wielu kwestii - technicznych, handlowych i prawnych" - przekazał koncern mający siedzibę w Düsseldorfie. Do grupy E.ON należy 15,5 proc. udziałów w spółce zarządzającej gazociągiem, w której większościowe udziały ma rosyjski Gazprom.

"E.ON zakłada, że ewentualna decyzja za lub przeciw przywróceniu funkcjonalności Nord Stream 1 zostanie podjęta przez Komitet Akcjonariuszy Nord Stream AG" - napisała w środę gazeta "Rheinische Post" powołując sie na rzecznika koncernu.

Wcześniej inny europejski udziałowiec Nord Stream 1, państwowy holenderski koncern Gasunie przekazał, że nie przewiduje w najbliższym czasie przywrócenia dostaw rosyjskiego gazu za pośrednictwem tej linii przesyłowej. Holendrzy, mający 9 proc. akcji w spółce zarządzającej gazociągiem, wycenili na 0,5 mld euro swoje straty spowodowane zaprzestaniem dostaw gazu przez Nord Stream 1.

Przesyłanie gazu z Rosji do Niemiec zostało wstrzymane w sierpniu 2022 r., a jako powód podano wówczas prace konserwacyjne. 26 września doszło do sabotażu, w wyniku którego Nord Stream 1 został uszkodzony w okolicach wyspy Bornholm i gaz z uszkodzonych rur wydostawał się do wód Morza Bałtyckiego. 

Po podwodnych eksplozjach nieuszkodzona pozostała tylko jedna nitka nowo budowanego Nord Stream 2 - certyfikacji tego gazociągu odmówiły niemieckie władze, dlatego nigdy nie został uruchomiony.

Jak ujawnił dziennik "New York Times", powołując się na amerykańskich urzędników, za wysadzeniem gazociągu Nord Stream 1 stała "proukraińska grupa". Z kolei niemieckie media - dziennikarze ARD, SWR i "Die Zeit" - twierdzą, że zidentyfikować łódź, która miała posłużyć do przeprowadzenia operacji. Według ich informacji, był to jacht wynajęty od firmy z siedzibą w Polsce, prawdopodobnie należącej do dwóch Ukraińców.

Kijów zaprzeczył, aby ukraińskie władze miały związek z dokonanym sabotażem.