Lekarze rodzinni z Bawarii spotkali się w Norymberdze, żeby głosować nad wyjściem z systemy opieki zdrowotnej. 7 tysięcy lekarzy może od lipca odejść z kas chorych.

Dla oszczędności kasy chorych w najbogatszym landzie Niemiec wypowiedziały obowiązujące warunki i chcą negocjować mniejsze pieniądze dla gabinetów lekarzy rodzinnych. Dlatego ci głosują nad wyjściem z kas chorych.

Za pacjentem średnio w Niemczech płynie 14 euro na miesiąc. W Bawarii nawet dwa razy więcej. Lekarz otrzymuje kilka razy więcej od polskiego kolegi - około 25 tysięcy euro. Z tego opłaca, podobnie jak w Polsce, pielęgniarkę, czynsz, opłaty czy sprzęt. Potem odlicza swoją składkę emerytalną, zdrowotną i podatki.

Na nadmiar biurokracji niemiecki doktor nie narzeka. Żali się jednak na to, że nie ma pewności, ile będzie zarabiał, choć jest pierwszym ważnym elementem całego systemu zdrowotnego.

Zerwanie przez kasy umów i podawane przez polityków informacje, że lekarze chcą za dużo, doktorzy ocenili jako ich zniesławianie. Dlatego, jeśli nie otrzymają gwarancji stałych i dobrych warunków chcą zarabiać nawet mniej, ale tylko na prywatnych wizytach.

Konsekwencje takiego strajku dla pacjentów będą takie jak w Polsce – chorzy za wizytę zapłacą lub zostaną przyjęci przez szpitale, bo innych lekarzy, którzy mogliby zastąpić odchodzących, nie ma.

Cięcia planowane przez kasy chorych, jak w Polsce, wzięły się z dziury w budżecie ministerstwa zdrowia.