Czesi opłakują ofiary strzelaniny, do której doszło na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Karola w Pradze. 24-letni napastnik zabił 13 osób i ranił 25. Sam także zginął na miejscu. O dramatycznych wydarzeniach opowiedzieli świadkowie. "Na schodach widziałem dużo krwi, lekarzy i nosze z ciałami" – relacjonował jeden z wykładowców uniwersytetu, Siergiej Miedwiediew.

Czechy w żałobie po czwartkowej strzelaninie, do której doszło na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Karola. W czasie koncertu kolęd do budynku wtargnął 24-letni student z długą bronią maszynową. Mężczyzna zastrzelił 13 osób, 25 ranił. Potem możliwe, że popełnił samobójstwo, chociaż nie wykluczono, że mogły dosięgnąć go kule funkcjonariuszy. 

24-latek najprawdopodobniej wcześniej zabił także swojego ojca. Czeskie media wskazują, że mężczyzna miał problemy psychiczne. Minister spraw wewnętrznych Czech stwierdził, że gdyby nie szybka akcja policji, mogłoby być o wiele więcej ofiar, ponieważ na terenie wydziału znaleziono większą liczbę broni i amunicji.

Cytat

Wśród rannych jest 2 obywateli Zjednoczonych Emiratów Arabskich i 1 obywatel Holandii. Uniwersytet Karola w Pradze odwołał dziś wszystkie wykłady, grupy studentów zamiast na zajęcia przyszły ze zniczami i kwiatami w miejsce wczorajszej strzelaniny.
relacjonuje dziennikarz RMF FM Michał Dobrołowicz

Zagraniczne media opisują relacje światków tragicznych wydarzeń, które rozegrały się na praskim uniwersytecie. Świat obiegło szokujące zdjęcie, na którym widać, jak grupa studentów ukrywa się przed napastnikiem na gzymsie jednego z budynków. Na innym filmie widać ludzi przeskakujących między zabudowaniami.

Siergiej Miedwiediew wykładowca Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Karola i pracownik niezależnej rozgłośni Radio Swoboda opowiedział w mediach społecznościowych, że prowadził wykład, kiedy w budynku rozległy się strzały.

"Okna zadrżały. Później było wiele krzyków, siły specjalne wpadły na salę i ją sprawdziły. Według pierwszych doniesień policji nieznana osoba otworzyła ogień w budynku wydziału, zabijając i raniąc. Cały Plac Jana Palacha i dzielnica Josefov są otoczone kordonem policji" - relacjonował we wpisie na Facebooku Miedwiediew.

Wykładowca wyznał, że razem ze studentami zabarykadował się w auli, później ewakuowano ich do sali koncertowej Rufolfinum. "Nasi studenci żyją, ale na schodach widziałem dużo krwi, lekarzy i nosze z ciałami" - dodał.

"W przypadku takich tragedii kontrast jest uderzający. Słyszałem strzały i krzyki, widziałem krew na schodach, setki zdezorientowanych studentów i pracowników uniwersytetu owiniętych foliami i kocami. Potem wychodzisz na dwór, mijasz samochody, skręcasz na Rynek Staromiejski, a tam beztroski tłum, jarmark, grzane wino, kiełbaski, dzwoneczki i śpiew dzieci. Wszystko jest blisko - Boże Narodzenie i śmierć, świąteczni turyści i ocalali, żal i radość z życia" - napisał w kolejnym wpisie wykładowca.

Peter Nedoma, dyrektor Galerii Rudolfinum, z której roztacza się widok na plac Jana Palacha, mówił czeskiej telewizji, że widział napastnika na własne oczy.

Widziałem młodego mężczyznę, który trzymał w rękach jakąś broń, podobną do broni automatycznej. Strzelał w kierunku mostu Manesa. Strzelał często, z krótkimi przerwami, po czym podniósł ręce do góry i rzucił broń na ulicę, a ona leżała na przejściu dla pieszych - relacjonował.

Dziennikarz RMF FM spotkał na jednej z ulic Pragi pana Jacoba, który jest ratownikiem medycznym. W czwartek po południu miał dyżur. Było wielu rannych, szpitale wzywały też psychologów, aby wspierali świadków strzelaniny - mówił naszemu reporterowi.

Władze czeskiej stolicy zorganizowały darmową pomoc psychologiczną dla mieszkańców miasta. Niektóre osoby, z którymi rozmawiał nasz dziennikarz Michał Dobrołowicz, boją się, że ta tragedia może się powtórzyć w okolicy. Obawiamy się, że takie tragedie będą znów w Europie. Trudne jest to, że to zupełnie poza naszą kontrolą - mówił jeden z mężczyzn, z którym rozmawiał nasz reporter.

Dziś wielu mieszkańców Pragi ubranych jest na czarno. Nie tak miał wyglądać przedświąteczny piątek.