49-letnia mieszkanka Kalmaru na południu Szwecji szukała pomocy lekarskiej z powodu nieustępującego bólu w plecach. Jednak lekarz odesłał ją do domu. Na drugi dzień przyszła do niego ponownie. Tym razem powiedział jej, że jest hipochondryczką i znowu kazał wracać do domu. Dwa tygodnie późnej kobieta zmarła. Jak się okazało – na raka.

Kobieta miała trudności z oddychaniem, bardzo bolały ją plecy. Według skargi złożonej przez jej rodzinę, 49-latka udała się na pogotowie. Tam dostała zastrzyk przeciwko infekcji płucnej i odesłano ją do domu.

Dzień później nie było poprawy. Wręcz przeciwnie, kobieta czuła się coraz gorzej i znowu pojechała na pogotowie. Tam lekarz zwyzywał ją od hipochondryków i odesłał do domu.

Tydzień później kobieta wylądowała w szpitalu. Trzy dni później zdiagnozowano u niej raka piersi, który zdążył dać przerzuty. Tydzień później zmarła.

Zrozpaczona rodzina powiedziała gazecie "Aftonbladet", że 49-latka, rzeczywiście, we wrześniu zeszłego roku umiała robioną mammografię. Lekarz stwierdził u niej guza, ale zapewniał, że nie ma w nim zmian onkologicznych.