Prezydent Islandii oświadczył, że nie podpisze ustawy o wypłacie pieniędzy dla Holandii i Wielkiej Brytanii. Chodzi o dług prywatnego islandzkiego banku, któremu oszczędności powierzyło wielu Holendrów i Brytyjczyków. Gdy pod koniec 2008 roku bank ogłosił upadłość, poszkodowani zaczęli domagać się od władz w Reykjaviku zwrotu pieniędzy.

W ubiegłym tygodniu islandzki parlament przyjął ustawę, która przewiduje, że dług zostanie zwrócony w transzach w ciągu najbliższych 14 lat. Jednocześnie obywatele zaczęli się organizować i wystąpili z apelem do prezydenta, aby zawetował ustawę. Pod apelem podpisał się co czwarty obywatel.

Islandzki rząd dąży do jak najszybszego rozwiązania sporu z Londynem i Hagą, bo liczy, że to przyspieszy rozpoczęte w lipcu 2009 roku rozmowy akcesyjne z Unią Europejską i odblokuje wypłatę drugiej transzy pomocy finansowej z Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Pomysł zwrócenia pieniędzy Holendrom i Brytyjczykom budzi wśród obywateli ogromne kontrowersje, bo kwota 3,8 miliardów euro (15,7 miliardów złotych) może stanowić duże obciążenie dla budżetu ich kraju. Utracone przez obcokrajowców oszczędności stanowią równowartość 40 procent PKB Islandii w 2008 roku. W przeliczeniu na jednego obywatela, jest to około 12 tysięcy euro.