W Tatrach co roku ginie ok. 20 osób. Są wśród nich znakomici taternicy, wybitni ludzie sztuki, ale także przypadkowi turyści. Zakopiańskie cmentarze pełne są grobów tych, którzy oddali swe życie górom.

O wielu tych śmierciach mówiło się i pisało w całej Polsce. Niestety, dziś przechodząc koło mogił niewiele osób pamięta, kim byli, jak zginęli. Pamiętają jednak przewodnicy tatrzańscy. Co roku przed 1 listopada kładą gałązkę kosodrzewiny - tatrzańskiego symbolu - na grobach ludzi gór. Zaczynają przy mogile Klimka Bachledy.

To postać legenda - przypomina zakopiański przewodnik Maciej Krupa. Jest pierwszym ratownikiem TOPR-u, który stracił życie podczas akcji ratunkowej. Jest nazywany królem przewodników. To on jako pierwszy zdobywał najtrudniejsze tatrzańskie szczyty - opisuje. Nic więc dziwnego, że jego pogrzeb sto lat temu (w sierpniu minęła okrągła rocznica śmierci Klimka Bachledy) przerodził się w prawdziwą manifestację - było kilka tysięcy osób.

Drugą tragiczną datą dla polskiego taternictwa był także rok 1929. W lipcu na ścianie Kościelca zginął wybitny wspinacz, autor wielu pierwszych wyjść wspinaczkowych - Mieczysław Świerz. Na cmentarzu ma prosty, drewniany krzyż i niewielką tabliczkę.

Ponoć tej górskiej śmierci na pogrzebie zazdrościły mu dwie młode, ale bardzo utalentowane taterniczki - zginął trzy miesiące później na ścianie Zamarłej Turni. Siostry Marzena i Lida Skotnicowne leżą tuż obok swego mistrza - pod prostą, spękaną kamienną płytą. To miało być pierwsze kobiece przejście tej trudnej ściany - wspomina przewodnik Maciej Krupa. Być może porwały się na zbyt wielkie wyzwanie jak na swe umiejętności, popełniły błąd. Zginęły bardzo młodo. Miały 16 i 18 lat.

Ale ślady wielkich górskich tragedii można odnaleźć nie tylko na zakopiańskich cmentarzach. Turyści wędrujący ze schroniska na Hali Gąsienicowej nad Czarny Staw mijają wielki kamień ze starodawnym góralskim magicznym znakiem - odwróconą swastyką. Upamiętnia on tragiczną śmierć w lawinie w 1909 roku znakomitego kompozytora Mieczysława Karłowicza. Jego śmierć była impulsem do zawiązania Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Zazwyczaj w tym miejscu przed 1 listopada pojawiają się kwiaty i znicze - mówi reporterowi RMF FM RMF FM Tomasz Zwijacz Kozica z Tatrzańskiego Parku Narodowego. Ale w tym listopadowym czasie znicze płoną także w innych rejonach gór - przyznaje. Ludzie pamiętają o swoich bliskich, którzy zginęli w Tatrach - dodaje.