Do ponownego rozpatrzenia w pierwszej instancji zwrócił Sąd Apelacyjny w Warszawie sprawę Arkadiusza B., uniewinnionego od zarzutu zabójstwa kobiety poznanej przez internet. Proces był poszlakowy. Ciała Edyty W. do dziś nie odnaleziono.

Sąd Apelacyjny uwzględnił tym samym apelacje prokuratury i oskarżycieli posiłkowych. Jak relacjonował pełnomocnik tych ostatnich mec. Maciej Żakiewicz, Sąd Apelacyjny uznał, że błędy popełnione przez sąd I instancji nie były rażące (tak napisano w apelacjach), lecz porażające.

Zdaniem prokuratury Arkadiusz B. zamordował Edytę W. poznaną przez internetowy portal randkowy. Wcześniej - według oskarżenia - nakłonił ją do pożyczenia mu ponad 70 tys. zł. Do zabójstwa miało dojść z 10 na 11 listopada 2005 r. w Warszawie w mieszkaniu wynajmowanym przez B. Dotychczas jednak nie udało się odnaleźć ciała kobiety. Technicy policyjni odnaleźli później jedynie niewielkie ślady jej krwi w łazience mieszkania.

W lipcu 2010 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił B. Wymierzono mu wówczas jedynie karę pięciu lat więzienia za inne, drobniejsze zarzuty.

Według prokuratury, od początku znajomości z Edytą, czyli od września 2005 r., B. okłamywał ją, podawał się za krewnego znanego reżysera. Mówił, że prowadzi firmę, a jego rodzice mieszkają we Włoszech. Jednocześnie utrzymywał kontakty z innymi kobietami. Oskarżenie dowodziło, że B. był ostatnią osobą, z którą Edyta W. miała kontakt; po 10 listopada B. poruszał się samochodem ofiary, przez kilka dni wietrzył wynajmowane mieszkanie, miał także spłacić część swych zobowiązań finansowych.

Sąd I instancji uznał jednak wtedy, że w sprawie brak jednoznacznego i kategorycznego dowodu, że Edyta W. nie żyje. Ponadto zdaniem SO nie udało się ustalić, że zabił ją oskarżony. Wprawdzie - argumentował wówczas sąd - poszlaki mogą świadczyć, że kobieta nie żyje, ale po zgromadzeniu ponad 40 tomów akt nie udało się kategorycznie stwierdzić, w jaki sposób zginęła i udowodnić bez wątpliwości, że zabił ją oskarżony.

Prokurator i pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych w apelacji zarzucali sądowi I instancji, że m.in. nie wskazał, które dowody uznał, a które nie i dlaczego dokonał takiego wyboru. Według nich SO niedostatecznie wziął pod uwagę opinie biegłych i popełnił błąd uznając, że istnieją niedające się usunąć wątpliwości i jednocześnie nie wskazał jakie. Błędem - zdaniem strony oskarżenia - było także analizowanie przez sąd I instancji pojedynczych poszlak w oderwaniu od całego ich łańcucha oraz niewskazanie przez SO alternatywnej wersji zdarzeń.

Arkadiusz B. był także oskarżony o oszustwo, czyli wyłudzenie od Edyty W. ponad 70 tys. zł, ukrywanie dokumentów Wojskowej Agencji Nieruchomości, gdzie był zatrudniony na umowę zlecenie jako archiwista, a także posiadanie bez zezwolenia amunicji do pistoletu gazowego.

Według sądu I instancji w sprawie oszustwa udało się jedynie udowodnić wyłudzenie 28 tys. zł od Edyty W. Za oszustwo i pozostałe czyny SO wymierzył B. karę łączną pięciu lat pozbawienia wolności; zaliczył do niej ponad cztery lata aresztu od lutego 2006 r. do kwietnia 2010 r. Ponadto sąd wymierzył B. 10 tys. zł grzywny i nakazał zwrot 28 tys. zł.

Sąd Apelacyjny nie uwzględnił apelacji obrony, która wnosiła o uniewinnienie oskarżonego skazanego za te czyny. W tej części sprawy sąd utrzymał wyrok. Uznał też, że kwota, jaką B. wyłudził od Edyty W. nie wynosiła 28 tys. zł, lecz ponad 70 tys. zł.