Sztafeta tramwajowa we Wrocławiu łapie zadyszkę na pętlach. Nowy pomysł urzędników na zlikwidowanie kilkunastominutowych postojów dla tramwajów na pętlach zamiast przyspieszyć ich kursowanie wprowadził tylko zamieszanie. Motorniczowie muszą teraz jeździć bez przerwy, żeby nadrobić opóźnienia.

Wygląda na to, że zawiodła urzędnicza wyobraźnia. Nikt nie wziął pod uwagę korków w mieście, przez które tramwaje spóźniają się nawet o kilkadziesiąt minut. W takich warunkach umówienie się ze zmiennikiem na konkretną godzinę graniczy z cudem i bywa, że motorniczowie po prostu się nie zmieniają – ta sama osoba, ale już bez odpoczynku dalej prowadzi tramwaj.

To nie jedyny problem, bo jeżeli nawet uda się zamienić, te kilkanaście minut oszczędności sprawia, że na torach w tym samym czasie jedzie więcej wozów, a to ponad siły dla infrastruktury projektowanej często jeszcze przez Niemców.

Pracownicy MPK narzekają i radzą urzędnikom, by chociaż przez miesiąc spróbowali dojeżdżać tramwajem do pracy. Będą mieli dużo czasu na obmyślanie kolejnych rewolucyjnych rozwiązań.