Podczas napadu na sklep jubilerski na warszawskim Mokotowie padły strzały. Jak ustalił reporter RMF FM Paweł Świąder, policja znalazła na miejscu łuskę i nabój. Przed południem czterech zamaskowanych sprawców wtargnęło do sklepu z biżuterią. Bandyci rozbili kilka gablot i ukradli towar. Na szczęście nikt nie został ranny.

Czterech złodziei - jak ustalili policjanci - mieli kominiarki, młotek do rozbicia szklanych wystaw i broń. Jak ustalił nasz dziennikarz, strzały padły nie tylko w środku budynku - pewnie po to, by wystraszyć obsługę - ale także przed sklepem; podczas ucieczki złodziei.

Właścicielka sąsiedniego sklepu strzałów nie pamięta, ale słyszała pościg. Była jakaś bieganina i krzyki. Bandyci uciekli w podwórko - relacjonuje.

Bandyci rzeczywiście uciekli samochodem zaparkowanym z tyłu budynku, następnie auto porzucili i podpalili, po czym przesiedli się do innego. Chodnik w odległości kilkunastu metrów od sklepu jubilerskiego został odgrodzony policyjną taśmą, a na podłodze sklepu widoczne były resztki potłuczonego szkła i młotek, którego musieli użyć złodzieje. Nie wiadomo, co dokładnie ukradli. W mieście trwa obława, na wielu skrzyżowaniach rozstawiono policyjne patrole.