Kiedy kraje bałtyckie i Polska planują budowę umocnień wojskowych wzdłuż swoich wschodnich granic, Finlandia obiera inną strategię. Celem obrony Helsinek, w przypadku ataku sił rosyjskich, nie jest zatrzymanie ich od razu, ale prowadzenie działań obronnych w głębi kraju.

Fiński nadawca Yle przedstawił różnice w planowaniu obronnym w krajach położonych na wschodniej flance Sojuszu Północnoatlantyckiego.

W artykule czytamy o "Linii Bałtyckiej", tj. fortyfikowaniu granicy wschodniej przez Litwę, Łotwę i Estonię, z których ta ostatnia chce wznieść ok. 600 bunkrów, a także m.in. zapory przeciwpancerne. Zwrócono też uwagę na "Linię Tuska", czyli planowym umocnieniu militarnym przede wszystkim polskiej wschodniej granicy z Białorusią.

Nie ma takiej fortyfikacji obronnej, której nie dałoby się we współczesnej sztuce wojennej pokonać przy użyciu odpowiedniej siły artyleryjskiej i systemów powietrze-ziemia - powiedział kierujący tzw. szkołą walk lądowych w fińskich siłach zbrojnych płk. Janne Mäkitalo.

Wciągnąć wroga w głąb kraju

Fińskie myślenie zakłada wciągnięcie wroga w głąb kraju, ogarnięcie go, by potem zadać mu nokautujący cios - tłumaczy z kolei ekspert polityki wojskowej płk. Juhani Pihjajamaa. W reportażu Yle podkreślono, że w praktyce oznacza to stworzenie pewnej "głębokości obrony", czyli na wschodzie musi znajdować się teren, na którym toczą się walki.

Władze Lappeenranta, oddalonym 20 km od granicy, ufają centralnej doktrynie obronnej. Szef wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego w mieście Ari-Pekka Meuronen ujawnił, że zaktualizowane zostały plany ewakuacyjne, zainwestowano w agregaty i systemy zasilania awaryjnego, które rozlokowane w różnych częściach miasta.

Eksperci podkreślają również, że fińska lądowa granica z Rosją różni się od estońskiej, nie tylko ze względu na uwarunkowania w terenie, ale też jest od niej wielokrotnie dłuższa. Liczy ponad 1300 km, a projekt jej ufortyfikowania wymagałby poniesienia ogromnych nakładów. Stałe umocnienia wzniesione w czasie pokoju wymagają też ciągłej konserwacji.

"Fortyfikacja wzmacnia bezpieczeństwo"

Bardziej entuzjastycznie do wznoszenia nowych umocnień na wschodniej granicy podchodzi część polityków. "Fortyfikacja wzmacnia bezpieczeństwo, podnosi próg ataku i jest warta rozważenia, a przy tym nie prowokuje nikogo" - pisał w artykule dla tygodnika "Kuvalehti" ambasador Finlandii w Waszyngtonie Mikko Hautala, wcześniej także szef fińskiej placówki w Moskwie.

Yle przypomniało, że fińskie siły zbrojne od lat systematycznie wznoszą jednak różnego rodzaju umocnienia w różnych częściach kraju w kluczowych dla obrony obszarach, takich jak magazyny czy garnizony wojskowe. Praktykowane jest zawieranie umów z właścicielami gruntów, zgodnie z którymi w zamian za pieniężną rekompensatę wojsko może stawiać na prywatnych działkach np. bunkry i inne umocnienia czy prowadzić manewry.

Poza tym w terenie przygranicznym pozostały dawne fortyfikacje tzw. Linii Salpa (m.in. bloki kamienne, przeciwczołgowe "zęby smoka", bunkry, ziemianki czy innego rodzaju zbrojenia), wzniesionej w czasie II wojny światowej, po przegranej z Sowietami wojnie zimowej. Badacz z Muzeum Linii Salpa Armi Oinonen przyznał, że umocnienia w razie zagrożenia kolejną ofensywą postawiono od Laponii po Zatokę Fińską, ale główne zapory wzniesiono na południu w regionie pojezierza Saimaa. Wiele z elementów tego łańcucha jest wciąż dobrze zachowanych.

W czasie wojny zimowej 1939-1940 Armia Czerwona sforsowała w południowo-wschodniej Finlandii tzw. Linię Mannerheima, tj. zespół umocnień na odcinku ok. 130 km, budowaną na przełomie lat 20. i 30. XX w. W wyniku ataku ZSRR Finlandia utraciła ok. 10 proc. swojego terytorium, w tym część Karelii.