Premier Donald Tusk postanowił przejąć całkowitą władzę w Platformie Obywatelskiej i odsunąć od politycznych decyzji sekretarza generalnego. Jeśli uda mu się wprowadzić w życie zapisy proponowanego przez siebie nowego statutu partii, rola Grzegorza Schetyny zostanie ograniczona do pozycji menadżera.

Tak się nieszczęśliwie złożyło dla PO, że wybory prezydenckie zbiegły się z wewnątrzpartyjną walką o władzę. Donald Tusk zaniepokojony regionalnym wzmocnieniem się Grzegorza Schetyny, bo ludzie sekretarza przejęli władzę w większości regionów, postanowił wkroczyć do akcji.

Wyglądało to tak. W piątkowe popołudnie premier wezwał do siebie wszystkich szefów regionów i przedstawił własne pomysły na to, jak powinna wyglądać władza w PO - większy zarząd i sekretarz pozbawiony politycznych wpływów. Schetyna zaprotestował. Murem stanęły za nim jednak tylko dwie osoby - polityczni przyjaciele Andrzej Halicki i Rafał Grupiński. Sławomir Nowak, nowy szef PO na Pomorzu, milczał - a to właśnie on jest szefem sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego, której koordynatorem jest nie kto inny jak sekretarz generalny.

Nikt nie ma wątpliwości, że zaczyna się bardzo ostra walka wewnętrzna. Już w tej chwili pochłania ona polityków PO i sprawia, że zamiast skupić się na kampanii Komorowskiego, zajmują się oni sobą.